czwartek, 7 kwietnia 2016

Rozdział 36

- Nie wiem czy możemy mu ufać - powiedział Peeta i usiadł na naszym łóżku - Znamy go od zaledwie kilku godzin.
- Musimy mu zaufać - siadam obok Peety i kładę dłoń na jego udzie - To nasza jedyna szansa. Haymitch i Effie zostali pojmani, Plutarch i Gale od kilku miesięcy siedzą w więzieniu, a my sami nic tutaj nie zdziałamy.
-Wiem - Peeta nabiera głośno powietrza - Ale coś mi w nim nie pasuje. Z resztą ciężko mi teraz komukolwiek zaufać.
-Spójrz, co to za ironia - opieram głowę na jego ramieniu - Dawniej to ja byłam tą nieufną, ty wybiegałeś do każdego z otwartymi ramionami. Teraz zamieniliśmy się rolami. To dziwne, wręcz nienormalne. Ciężko mi odnaleźć się w nowej sytuacji.
- Nic teraz nie jest normalne - wzdycha Peeta i całuje mnie w czoło - I nigdy nie będzie.
Przeplatamy ze sobą palce naszych dłoni. W sypialni robi się ciemno, gdyż słońce zaszło już kilkanaście minut temu. Cały dzień spędziliśmy w moim starym domu, w którym zaledwie rok temu żyłam dostatecznie szczęśliwa razem z moją mamą i razem z Prim. Później wyjechałam na tournee, następnie Snow ogłosił, że wracam na arernę i mój krótkotrwały, szczęśliwy wątek się urwał.
Stwierdziliśmy, że najbezpieczniej będzie, jeśli tę noc spędzimy właśnie tutaj. Nie wrócimy do domu Hymitcha, gdyż nie mamy pewności, czy któryś ze strażników nie wróci, aby przeszukać dom i aby poszukać Flynna, który okazał być się jednak po naszej stronie. Strażnicy o tym nie wiedzą i lepiej, aby myśleli, że zgubił się w lesie podczas drogi powrotnej, czy chociażby zaginął w nieznanych okolicznościach. Flynn powiedział, że nie będą za nim płakać. Z jednej strony to dobrze, z drugiej zaś źle.
Flynn poinformował nas, że ruszamy jeszcze przed wschodem słońca. Musimy udać się na rynek...Jest to niezwykle niebezpieczne, ale musimy zdobyć broń, którą nasz nowy przyjaciel ukrył w starym sklepie, opuszczonym przez jego właścicieli. Bez broni nie poradzimy sobie podczas podróży do Ósemki.
Opracowaliśmy jednak plan, który powinien zadziałać jeśli wszytko potoczy się tak, jak przewidział to Flynn. Rano udamy się do domu Haymitcha, aby zrobić zapasy na drogę. Ma on mnóstwo jedzenia, więc z tym zbytniego problemu nie będzie. Peeta i Flynn wezmą po jednym plecaku, do których spakujemy jak najwięcej jedzenia i innych, ważnych rzeczy. Ja również chciałam wziąć jeden plecak, gdyż w piwnicy mojego domu znaleźliśmy aż pięć sztuk, jednak Peeta zabronił mi tego. Stwierdził, że nie mogę się przemęczać, gdyż dziecku może stać się krzywda. Poniekąd ma on rację, więc nie zamierzam mu się sprzeciwiać. Można powiedzieć, że jest on głową rodziny, więc jego zdanie jest najważniejsze i muszę się z nim liczyć.
Z domu Haymitcha zabierzemy również płaszcze, które Peeta znalazł wcześniej na strychu. Ochronią nas przed chłodem, ale również ukryją nas przed ciekawskimi spojrzeniami.
Wyruszymy o punkt piątej rano, gdyż wtedy strażnicy pokoju najrzadziej odwiedzają rynek. Patrolują wtedy przedmieścia i okolice lasu, albo leżą gdzieś nieprzytomni po nocy spędzonej w towarzystwie alkoholu. Mamy więc wtedy największe szanse na dostanie się do sklepu, w którym czeka na nas broń. Flynn powiedział, że schował tam dwa noże, z których jeden otrzyma Peeta i stary łuk, który udało mu się wynieść ze zbrojowni. Łuk oczywiście przypadnie mnie.
Kleją mi się oczy i słaniam się z nóg, gdyż zmęczenie przejmuje nade mną kontrolę. Zamykam oczy i wtulam się w Peete, który delikatnie kładzie mnie na łóżku i nakrywa puchową kołdrą. Całuje on mnie w policzek i bez słowa kładzie się obok mnie. Widocznie siedzieliśmy tak w ciszy już od kilkudziesięciu minut, gdyż na dworze całkowicie się ściemniło, a w pokoju już prawie nic nie widać. Kładę głowę na torsie Peety i zaciskam mocno oczy. Chcę szybko zasnąć, ażeby choć na chwilkę zapomnieć o problemach tego świata. Udaje mi się to, gdyż po chwili otula mnie sen.

Otwieram oczy. W pokoju panuje nieprzenikniona ciemność. W kącie na malutkim stoliczku tli się jedynie, dogasająca już świeca, którą pewnie zapalił wczoraj wieczorem Peeta.
Nadal jest noc i najrozsądniej byłoby położyć się jeszcze spać, gdyż jutro czeka nas nielada wyzwanie. Ja jednak rezygnuje ze snu i zsówam się bezszelestnie z łóżka, starając się nie obudzić Peety, którego miarowy oddech wskazuje na to, że jest on pogrążony w głębokim śnie.
Choć nadal jestem ubrana w to samo co miałam na sobie wczoraj, czyli sweter i luźne spodnie to jest mi strasznie zimno. Chwytam koc, który wisi na krześle i zarzucam go na siebie, Owijam się nim tak, aby żadna możliwa igiełka mrozu nie dostała się do mojego ciała.
Podchodzę do łóżka i podciągam kołdrę, która spadła z ramion Peety. Naciągam mu ją pod sam nos i uśmiecham się do siebie. Peeta wygląda tak niewinnie i spokojnie, że gdyby nie uczucie niepokoju w moim sercu, które nieprzerwanie mi towarzyszy to mogłabym uwierzyć, że wszystko jest w porządku, a my jesteśmy zwykłą rodziną. Peeta wstanie wcześnie rano i ruszy do piekarni, a ja dołącze do niego później, aby pomóc w obsłudze klientów. Chciałabym w to wierzyć.
Wzdycham ciężko i wychodzę z sypialni. Wczoraj wieczorem, wpadła mi do głowy pewna myśl, którą chciałabym teraz ziścić. Na korytarzu również panuje półmrok. Zabrałam jednak z sypialni małą świeczkę, która oświetla mi drogę do schodów. Przechodzę na palcach obok drzwi pokoju, ktory chwilowo zajmuje Flynn.
Nie możemy zapalić światła, gdyż to przyciągnęło by ciekawskich ludzi, którzy czasem pałętają się po Wiosce Zwycięzców w poszukiwaniu przeróżnych przedmiotów. Moglibyśmy też takim zachowaniem przyciągnąć strażników pokoju, którzy szybko by zrozumieli co się dzieje i zanim byśmy się obejrzeli, zakuliby nas w kajdanki i wywlekli z domu, tak samo jak Effie i Haymitcha.
Mam świadomość, że jestem najbardziej poszukiwaną osobą w całym Panem
.Wszystkie oczy zwrócone są w moją stronę. Niektórzy patrzą na mnie z wrogością, inni zaś z nadzieją, która podopowiada im, że jestem w stanie po raz kolejny ich wyzwolić. To jednak nie jest prawda. Nie zrobię tego. Nie jestem w stanie tego zrobić, ale i nie mam na to ochoty. Może brzmi to egoistycznie, ale poprowadzenie Rebeli bardzo dużo mnie kosztowało i wyrządziło nieodwracalne szkody na mojej psychice. Nie chcę po raz kolejny przez to przechodzić, nie dałabym rady.
Myślę, że niedługo zaczną również szukać Flynna, dlatego jak najszybciej musimy opuścić Dystrykt Dwunasty i udać się do Ósemki. Peeta to inna sprawa. Ludzie są przekonani, że on nie żyje. Ale to nie tyczy się tylko mieszkańców dystryktów i kapitolińczyków. Sam prezydent wierzy, że Peeta Mellark syn piekarza, chłopak, który był w stanie poświęcić się w imię miłości, chłopak, który swoją błyskotliwością podbił serca wszystkich obywateli, chłopak, którego zamieniono w zmiecha nie żyję. Sama myślałam tak jeszcze kilka dni temu, nie chcę jednak o tym myśleć, bo uczucia, które mi wtedy towarzyszyły są czymś nie do opisania. Ból, rozpacz, tęsknota – to wszystko targało moim sercem i rozbiło je na drobne kawałeczki, które nadal nie umieją się poskładać.
Schodzę po schodach i stawiam świecę na stoliku, który stoi pośrodku salonu. Sięgam po pewną książkę, która stoi zakurzona na półce nad kominkiem. Kusi mnie, aby rozpalić w nim ogień, ale wiem jednak, że nie byłoby to mądre posunięcie. Dym z komina w mig przyprowadziłby zgraje strażników.
Siadam na kanapie i poprawiam koc. Otwieram książke i już po obejrzeniu pierwszej strony robi mi się słabo. Książkę tą stworzyłam razem z Peetą i Haymitchem prawie rok temu. Opisaliśmy tutaj losy wszystkich bliskich nam osób, które poległy podczas Igrzysk Głodowych i podczas Rebelii. Na kartach tej książki znajdę historię wielu trybutów, którzy przwinęli się przez moje życie, życie Haymitcha i życie Peety.
Pierwsza strona poświęcona jest mojej siostrze, mojej małej Prim, Peeta narysował jej portret, na którego skapuje moja jedna, samotna łza. Smutek i ból już minęły, jednak nikt nigdy nie zapełni pustki, którą Primrose zostawiła w moim sercu.
Na następnych kartach przyglądam się Finnickowi, Rue, Mags... Po raz kolejny spotykam się z nimi, a oni patrzą na mnie ze swoimi ołówkowymi uśmiechami. Peeta wspaniale oddał ich wygląd, dodając im wiele szczegółów. Czasem łapię się na tym, że zaczynam szeptać do poszczegółnych osób różne rzeczy, których nie zdążyłam powiedzieć im za życia. Chciałabym otrzymać jedną, jedyną szansę, która pozwoliłaby mi zamienić z każdym z nich po raz kolejny jeszcze kilka zdać. Wiem, że szczęśliwy los już dawno się ode mnie odwrócił, więc jestem zmuszona poprowadzić monolog, którego wysłucha każda uśmiechnięta osoba, którą spotkam w tej książce.
Kiedy natrafiam na Finnicka opowiadam mu o jego synku, który został już teraz bez nikogo. Wiem, że Finnick i Annie są przy nim i nigdy go nie opuszczą, jednak obecność duchowa jest niczym w porównaniu z obecnością fizyczną.
-Ochck – szepczę patrząc w jego błękitne oczy, widniejące na szorstkim papierze – Tak bardzo żałuję, że nie zdążyłam ci podziękować. Ocaliłeś mnie, oddałeś swoje życie chroniąc mnie tym samym, a ja nie powiedziałam ci zwykłego dziękuję...
-Rozmawiasz sama ze sobą? - Flynn stoi na schodach i wptruje się we mnie zamglonym wzrokiem. Pewnie dopiero się obudził – Coś się stało?
-Nie – mówię szybko i zatrzaskuję książke -Nic. Nie mogę po prostu spać i stawierdziłam, że nie ma sensu szamotać się bezsensownie po łóżku, gdyż tylko obudziłabym tym Peete.
-o tak – Flynn podchodzi do szafek w kuchni i przeszukuje je uważnym wzrokiem – Nic nie ma – podsumowuje – Zanim wyruszymy będzie trzeba zrobić zapasy.
- Haymitch ma mnóstwo jedzenia u siebie w domu – mówię.
- Masz rację - potakuje Flynn i nalewa sobie do kubka zwykłej wody z kranu. Wypija ją jednym chaustem i odkłada kubek na blat, który nieprzyjemnie uderza w twardą powierzchnię.
- Mogę? - pyta i wskazuje na miejsce obok mnie.
- Jasne odpowiadam i wsuwam się w kąt kanapy tak, aby i Flynn mógł się zmieścić.
Mężczyzna bierze do rąk jedną z poduszek i zaczyna skubac nerwowo jej róg. Myślę, że coś go trapi, jednak stwierdzam, że to nie moja sprawa i nie mam prawa się w nią mieszać.
- Zawsze cie podziwiałem - Flynn przerywa nasze milczenie - Kiedy zgłosiłaś się za siostrę, nie byłem w stanie pojąć jak przełamałaś wewnętrzną blokadę i z wielką odwagą, która aż od Ciebie biła, ruszylas, w stronę sceny. Ja nigdy bym czegoś takiego nie zrobił, nigdy.
- Cóż -jestem zdziwiona nagłym wyznaniem Flynna - Działałam pod wpływem impulsu, jednak nie żałuję mojej decyzji.
- Mogłabyś ją powtórzyć ?
-Mogłabym.
Flynn nabiera głośno powietrza.
- Skąd się biorą tacy ludzie... Tacy jak ty?
-To znaczy jacy? - pytam zdekoncentrowana.
- Odważni, wytrwali, wierni, silni psychicznie... Nigdy tego nie zrozumiem. Jak tak młoda dziewczyna jak ty, która ma niespełna osiemnaście lat, przeżyła już tak wiele.
Nie odpowiadam. Przyznam szczerze, że sama zadaje sobie od jakiegoś czasu takie właśnie pytanie. Nie rozumiem jak udało mi się tak wiele przetrwać, a po tych wszystkich przeżyciach nadal pozostać dostatecznie sprawną psychicznie.



Kiedy na dworze zaczyna robić się jasno, a słońce daje nam znak, że już czas, wykopuje się spod koca i po chwili wspinam się po schodach.
- Obudzę Peete - mówię do Flynna, który nerwowo przechadzka się przy drzwiach - Daj nam dziesięć minut i możemy ruszać.
- Dobrze - Flynn skina głową i opiera się o drzwi. Jest zdenerwowany, widać to po jego twarzy. Trudno mu się jednak dziwić. To co mamy zamiar za chwilę zrobić jest nadzwyczaj niebezpieczne i każdy z nas może zapłacić za swoje czyny życiem.
Kiedy wchodzę do sypialni łóżko jest już puste. Peeta wychodzi z łazienki i uśmiech się do mnie jakby nigdy nic.
Podchodzi do mnie i obejmuje mnie bez słowa. Wtulam się w niego i zaciskam oczy. To nasz ostatnie chwilę spokoju, za chwilę nie będzie już odwrotu. Jeszcze raz przetwarzam w myślach wszystkie za i przeciw. Nadal jestem pewna tego co za chwilę zrobimy. Musimy ruszyć do Ósemki, nie ma innego wyjścia.
-Gotowa? - pyta mnie Peeta.
- Gotowa - odpowiadam i posyłam mi uśmiech pełen miłości.
Schodzimy po schodach trzymając się za ręce. Flynn uśmiecha się prawie niezauważalnie na nasz widok i zarzuca na ramiona jeden z plecaków. Peeta podchodzi do drzwi i podnosi drugi plecak, przygotowany specjalnie dla niego.
- Na pewno wszystko przemyśleliście? - pyta Flynn z napięciem w głosie - Zrozumiem jeśli zrezygnujecie, jednak..
- Jesteśmy pewni - odpowiada Peeta i spogląda w moją stronę.
- Tak - potwierdzam jego słowa.
- Dobrze - mówi Flynn - Najpierw ruszamy do domu Abernathy'ego. Zabieramy zapasy i płaszcze. Następnie udajemy się na rynek, zabieramy potrzebne rzeczy i uciekamy do lasu, rozumiecie?
Oboje kiwamy głowami. Flynn otwiera drzwi i ostrożnie wychodzi na zewnątrz. Staję w drzwiach, a Peeta widząc moje wahanie, chwyta mnie za rękę. Ramię w ramie przekraczamy próg domu.