sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział 31

Kiedy weszłam z Markiem do pokoju, Johanna ze zdziwioną miną zeskoczyła z łóżka, na którym wcześniej leżała i rzuciła się mu na szyję. Odwróciłam się, gdyż chciałam im dać chwilę prywatności.
Niesamowicie się cieszę, że Johanna odnalazła...szczęście? Tak, ten stan chyba można nazwać szczęściem. Wiem, że jeśli Peeta byłby przy mnie to ja także czułabym się szczęśliwa.
Johanna mówi coś do Marka szeptem, a ja staram się nie podsłuchiwać.Wychodzi na to, że ostatni raz widzieli się na arenie.
Siadam na moim łóżku, a Johanna z Markiem na drugim. Przez chwilę panuje cisza, ale Johanna pierwsza zabiera głos:
- Co u Beetee'go? - pyta - Jak on się trzyma?
- Kiepsko - wzdycha Mark - Prezydent postawił mu ultimatum: Albo będzie pracował i tworzył dla Kapitolu nową, śmiercionośną broń, albo ma pożegnać się z życiem.
- Znając Beetee'go - odzywam się po chwili namysłu - Wolałby on drugą opcje.
- Masz racje - odpowiada Mark - Kiedy wrócił do pokoju... Och zapomniałem napomknąć, że mieszkamy razem, w prawie takim samym pomieszczeniu jak wy, tylko w innej części rezydencji. Ale wracając do tematu: Kiedy Beetee wrócił po rozmowie ze Snow'em, oświadczył, że wybiera śmierć. Wybiłem mu to z głowy, ale jakby się zastanowić to jest to chyba o wiele lepsza opcja.
- Śmierć nigdy nie jest lepszą opcją - mówię cicho - Nigdy.
Przez krótką chwilę nikt się nie odzywa. Wszyscy przetwarzają w myślach moje ostatnie zdanie. Dopiero teraz zauważam jak bardzo zmieniłam się przez te kilka tygodni. Jeszcze niedawno uważałam, że śmierć będzie moim wybawieniem, dążyłam do niej, ale teraz, kiedy czuję w sobie moje dziecko, całkowicie zmieniłam moje myślenie. Chcę żyć, chcę oddychać, chcę, aby moje serce biło. Dla niego.
Kładę rękę na brzuchu i zaczynam delikatnie się po nim głaskać. Widzę zdziwienie w oczach Marka. Otwiera on usta, ale Johanna uprzedza jego pytanie.
- To dziecko Peety - wyjaśnia spokojnie Johanna, a ja na dźwięk imienia mojego ukochanego czuję dziwny ścisk w żołądku.
Opuszczam oczy i wbijam wzrok w zakurzoną podłogę. Zawstydzam się kiedy cała uwaga skupia się na mojej osobie, a tak jest właśnie w tej chwili. Mark z rozdziawioną buzią, świdruje mnie swoimi błyszczącymi oczami.
Chcę przerwać tę niezręczną sytuację i zastanawiam się jaki temat, mogłabym teraz poruszyć. Od razu nasuwa mi się jedno imię, o którym właścicielu już dawno nie słyszałam. Haymitch.
- Mark...- zaczynam cicho.
- Tak?
- Czy wiesz coś na temat Haymitcha? - pytam, a twarz Marka tężeje.
-  Wiem - odpowiada tryumfalnie Mark - Nie dużo, ale znam kilka podstawowych informacji, o których na pewno chciałabyś wiedzieć. Może zacznę od początku. Dowiedziałem się od dowódcy, że jeszcze przed rozpoczęciem Igrzysk, Haymitch uciekł z Kapitolu.
- Uciekł? - podnoszę wzrok i wbijam go w Marka - Jak to?
- Po prostu. Godzinę przed rozpoczęciem strażnicy poinformowali prezydenta, że mentor Dwunastego Dystryktu zniknął. Nigdzie go nie było. Tak naprawdę to przyczyny jego ucieczki nie są wyjaśnione, nie wiemy nawet gdzie on się teraz podziewa.
- To wyjaśnia brak spadochronów na arenie - kwituje Johanna.
- Między innymi.
Przetwarzam w myślach usłyszane przed chwilą informacje. Haymitch uciekł. Tylko dlaczego i gdzie? Te dwa pytania najbardziej mnie męczą. Może wiedział, że ja i Peeta nie mamy szans i uciekł z Kapitolu, gdyż chciał ratować siebie? Nie, Haymitch tak nie postępuje. Może jest pijakiem, ale ma swój honor. Mam teraz jedyną nadzieję, że jest on bezpieczny, na nic więcej nie mogę liczyć.
- Philip mówił, że stracił kontakt z Haymitchem - mówię - Oni mieli plan, chcieli nas wyciągnąć z areny. - Jeśli Mark podzielił się z nami swoimi informacjami to należałoby także zdradzić co nieco.
- Znamy ten plan - mówi i opiera się o ścianę, tak że nogi dyndają mu z wysokiego łóżka - Philip nam o nim powiedział. Mieliśmy niefart, że nie wypalił, może bylibyśmy teraz wolni, kto wie?
- Wątpię - odpowiada Johanna i wstaje z łóżka. Krąży po pokoju, a po wyrazie jej twarzy widać, że nad czymś rozmyśla - Zastanawiam się w jaki niby sposób chcieli wyciągnąć nas z areny. Owszem Eva była i chyba nadal jest po naszej stronie. Wstrzyknęła nam truciznę, ale co potem? W jaki sposób chcieli nas odbić z Kapitolu?
- Och zapomniałem wspomnieć o najważniejszym - Mark wyraźnie się ożywia i wyprostowuje się - Podczas pełnienia jednej z wart, podsłuchałem rozmowę dwóch ministrów, którzy właśnie wyszli z gabinetu Snowa. Mówili, że poduszkowiec, transportujący ciała trybutów z areny zniknął..
- Coś mi się wydaję, że ma to związek z Haymitchem - podsumowuje Johanna - Tylko jakim cudem pijak miał ukraść wielki poduszkowiec. Nie miał szans, aby przedrzeć się przez strażników, a co dopiero odlecieć niezauważonym.
- Nie mam pojęcia - odpowiada chłopak ze smutną miną - Na pewno plan był dopracowany, ale...- Mark przerywa w pół słowa i zrywa się na równe nogi. Drzwi do pokoju otwierają się i staje w nich Philip.Czuję ulgę, gdyż bałam się, że to jakiś strażnik lub co gorsza Snow.
- Spokojnie - uspokaja nas mężczyzna - To tylko ja... Muszę wam coś powiedzieć, dowiedziałem się czegoś...
Wszyscy z niepokojem wpatrujemy się w Philipa. Siada on na krześle i oddycha ciężko, jest zmęczony. Wygląda tak jakby przebiegł właśnie niemałą odległość.
- Co się stało ? - pytam zaniepokojona jego stanem i nagłą wizytą.
- Od razu kiedy się tego dowiedziałem - mówi zdyszany mężczyzna - Przybiegłem do was, aby wam to przekazać. Miło, że Mark tu jest, gdyż nie będę musiał się powtarzać.
- Więc? - Mark wygląda na lekko zirytowanego, gdyż widać, że jest on bardzo ciekawy tego, co ma nam Philip do przekazania.
- Jedna z kobiet, obsługujących arenę podczas igrzysk - mówi Philip - Zdradziła mi pewną, jakże ważną dla nas informację. Pewnie wiecie, że poduszkowiec zaginął? - Wszyscy kiwamy głowami, więc mężczyzna kontynuuje - Okazało się, że zniknął on dopiero po śmierci Peety..
Czuję ukłucie w sercu, ale przezwyciężam ból i pytam:
- W takim razie jak wyciągnięto mnie, Eve i Williama?
- Podstawili drugi poduszkowiec - odpowiada nadal zdyszany Philip - Nie chcieli po raz kolejny ośmieszać Kapitolu... Ale powiem wam, że w kościach czuję, że to właśnie Haymitch Abernathy stoi za zniknięciem poduszkowca.
- Też tak sądzę - mówi Johanna - On jest zdolny do wszystkiego.
- Ale to niemożliwe, aby ukraść poduszkowiec i przebyć tak strzeżony teren niezauważony - protestuję - I.... - W tym momencie nasuwa mi się jedno, bardzo ważne pytanie, na które oczekuję odpowiedzi - W takim razie gdzie jest ciało Peety?
Wzrok wszystkich tu obecnych skupiam się na mnie i na moich załzawionych oczach. "Gdzie jest ciało Peety" - to pytanie nadal dźwięczy mi w uszach.
- Mam pewną teorię - mówi nieśmiało Johanna - Mogę?
Kiwam głową i wyczekuję co do powiedzenia ma moja przyjaciółka.
- Jestem prawie pewna, że Haymitch podstępem przejął poduszkowiec, ale udało mu się to dopiero po śmierci Peety. Zabrał on z areny jego ciało i postanowił, że lepiej będzie od razu pochować go w ziemiach Dwunastego Dystryktu niż pozwolić, aby ceremonia odbyła się w Kapitolu i aby Katniss na to patrzyła.
- To ma sens - mówi po chwili zastanowienia Philip - Jeśli naprawdę udało mu się przejąć poduszkowiec, to jestem pewien, że zrobił właśnie tak, jak nam to opisałaś Johanno.
- To nie ma sensu - warczę - Skąd Haymitch miał wiedzieć, że to właśnie ja zwyciężę?
- To było do przewidzenia - kwituje Mark.
Chcę coś powiedzieć, ale brakuje mi słów. Za dużo dziś się już dowiedziałam, ogrom informacji mnie przytłacza. Jeśli teoria Johanny jest prawdą to jestem wściekła na Haymitcha, nie dał on mi szansy pożegnać się z Peetą. Z drugiej jednak strony jestem mu za to wdzięczna, chciał dla mnie dobrze. Takie pożegnanie sprawiłoby mi tylko niepotrzebny, wielki ból, a ja już zdążyłam pogodzić się z śmiercią Peety.

...

Do tournee został tydzień, te trzy miesiące minęły mi jak jeden dzień. Myślałam, że będą mi się one dłużyły, ale dzięki pomocy Johanny czas popłynął mi jak szalony. Te kilkadziesiąt dni spędziłam czytając książki i nagrywając kolejne propagity. Kilka razy spotkałam się ze Snowem, aby omówić przebieg tournee. Dostałam od niego plik karteczek z przemowami, których musiałam się nauczyć na pamięć. Przemów było dwanaście, po jednej na każdy dystrykt. Myślałam, że nie dam sobie rady, ale prawie cały wolny czas spędziłam na nauce, więc poradziłam sobie i mogę teraz recytować je na wyrywki. 
Spotykałam się także z Amelią, która swoimi opowieściami sprawiała, że każda godzina zmieniała się w minutę. Czasem nawet brakowało nam czasu na nasze rozmowy. Johanna także polubiła wnuczkę Snowa, znalazły wspólne tematy, których im nie brakowało.
Kilkanaście razy odwiedził mnie doktor Louis. Badał mnie i zalecał różne lekarstwa, gdyż ciąża sprawiała, że nieustannie towarzyszyły mi nudności i bóle kręgosłupa. Dziecko rosło, a razem z nim rósł mój brzuch. Johanna stwierdziła, że jeśli chcę nadal ukrywać ciążę to muszę nosić workowate ubrania, gdyż jest już ona dość widoczna.
Zaawansowana medycyna Kapitolu pozwoliła mi także poznać płeć dziecka. Johanna była strasznie ciekawa, czy będzie to chłopczyk, czy dziewczynka. Mi było wszystko jedno, chciałam tylko aby dziecko było zdrowe. Na początku więc nie chciałam poznawać płci, ale Johanna nalegała, więc podczas jednej z wizyt doktor Louis przekazał mi tę wieść. Okazało się, że spodziewam się dziewczynki. Myślałam, że jest mi to obojętne, ale kiedy dowiedziałam się, że będę miała córeczkę, uśmiech nie schodził mi z twarzy przez prawie cały dzień.
Teraz jednak nie mam powodów do uśmiechu. Dziś czeka mnie wywiad z Ceasarem Flickermanem. Całe Panem po raz kolejny ujrzy moją twarz i wysłucha moich słów, a raczej mojego głosu. Słowa bowiem nie będą płynęły z mojego serca tylko z głowy, gdyż na wywiad także przygotowane mam odpowiedzi, które ułożył Snow.
Johanna jest w łazience i bierze prysznic, a ja siedzę na moim łóżku i tępo wpatruję się w zegar, czekając na swoją kolej. Muszę się umyć i uczesać, Johanna obiecała, że mi pomoże. Snow z niewiadomych powodów nie chciał. aby moja stylistka mnie przygotowywała, więc Veronica przyniosła mi tylko długą, czarną suknię z koronkowymi rękawami. Szczerze mówiąc nawet mi się podoba. Przeraża mnie myśl, że prezydent ma podobny gust do mnie.
Kiedy Johanna wychodzi z łazienki zegar wybija szesnastą. Mamy trzy godziny, gdyż wywiad rozpoczyna się o dziewiętnastej.
- Twoja kolej - mówi Johanna i wskazuję na drzwi łazienki - Umyj się, później cię uczeszemy.
Kiwam głową i człapię do łazienki, kręgosłup znów mnie boli. Gorący prysznic dobrze mi zrobi.
Zrzucam z siebie szarą koszulę i dresowe spodnie, które dostałam od Veroniki. Rozpuszczam włosy i wchodzę pod prysznic.
Tak jak myślałam, gorąca woda działa na mnie jak balsam. Ból przechodzi w mgnieniu oka, a ja relaksuję się, czując gorące krople spływające po moim ciele. Zamykam oczy i przywołuje sobie szczęśliwe wspomnienia z przeszłości. Oddałabym wszystko, aby znów znaleźć się lesie, w niedzielne popołudnie z Gale'm u boku. Owszem, było nam wtedy ciężko, ale nasi bliscy i przyjaciele żyli. Następnie myślę o Peecie i o wszystkich wspaniałych chwilach z nim związanych. Przypominam sobie wszystkie nasze pocałunki... Słone łzy mieszają się z wodą obmywającą moje ciało. Płacz zawsze przynosi mi ukojenie, gdyż razem z nim wypływają ze mnie wszystkie smutki i troski.
- Katniss! - słyszę krzyk Johanny, zagłuszony szumem wody - Wychodź już, bo nie zdążymy!
Słucham przyjaciółki i wyskakuję spod prysznica, o mało co nie przewracając się na śliskiej od wody podłodze. Od upadku ratuje mnie umywalka, której się podtrzymuję. Klnę cicho pod nosem i powoli prostuję się na nogach. Chwytam jeden z ręczników i wycieram się szybko.
Zakładam czystą bieliznę i rozczesuję wilgotne włosy. Podnoszę z podłogi brudne ubrania i kieruję się do pokoju. Otwieram drzwi łazienki i słyszę zirytowany głos Johanny:
- No nareszcie - burczy - Siadaj - pokazuje na krzesło - Uczeszemy cię.
Zarzucam na siebie luźną bluzkę, gdyż dziwnie się czuję w samej bieliźnie. Następnie siadam posłusznie na krześle i w ciszy czekam, aż Johanna skończy swoją pracę.
Po kilkunastu minutach fryzura jest gotowa. Idę do łazienki, aby przejrzeć się w lustrze. Nie powiem, podoba mi się moje uczesanie, choć jest ono dość zwyczajne: dwa małe warkoczyki łączą się w jednego z tyłu mojej głowy, a reszta włosów spływa kaskadami na moje ramiona.
- Bardzo ładnie - chwalę Johanne i przeczesuję ręką moje jedwabiste włosy - Naprawdę.
- Cieszę się, że ci się podoba - odpowiada - A teraz zakładaj sukienkę, musisz już iść.
- Już? - pytam zdziwiona - Do wywiadu zostało półtorej godziny.
Johanna wzdycha ciężko i ze zmęczeniem w głosie mówi:
- Kiedy brałaś prysznic był tu Philp. Powiedział, że przed wywiadem masz jeszcze udać się gdzieś z jednym ze strażników, gdyż masz gościa. Uprzedzając twoje pytanie: Nie, nie wiem kto to jest.
- Aha - burczę - Nie mam ochoty na żadne spotkania...
- Nie masz wyboru - mówi Johanna i wciska mi w ręce sukienkę - Ubieraj się.
Zakładam suknie i człapię do łazienki, aby dokonać ostatnich poprawek przed lustrem. Wyglądam dobrze, a nawet bardzo dobrze.
Serce podchodzi mi do gardła kiedy zauważam, że mój brzuch jest bardzo widoczny. Już nie ukryję mojej ciąży, a chciałam, trzymać moją córeczkę w tajemnicy tak długo jakby się dało.
Po kilku minutach przychodzi po mnie strażnik. Liczyłam, że trafię na Marka, ale to niestety nie był on.
- Powodzenia - szepcze Johanna. Odpowiadam jej wymuszonym uśmiechem.
Strażnik prowadzi mnie krętym korytarzem. Wchodzimy schodami w górę i zatrzymujemy się przed jednymi z setek drzwi.
- Proszę wejść - mówi strażnik, wskazując na drzwi.
Wzruszam ramionami i naciskam na klamkę. Wchodzę do mocno oświetlonego pomieszczenia, a drzwi zatrzaskują się za mną.
Jest to duży, luksusowy pokój z wielkim oknem, za którym widnieje panorama Kapitolu. Ściany obite są złotą boazerią, a podłoga nakryta jest czerwonymi i żółtymi dywanami z frędzelkami.
Pod ścianą stoi biała, drewniana szafa i komódka, nad którą wisi wielkie lustro. Na środku pokoju stoi wielkie łóżko z białym baldachimem, pełne kolorowych poduszek i miękkich koców. Przy oknie znajduje się długa kanapa obita czerwonym aksamitem.
Podchodzę powoli do okna i spoglądam na ulice Kapitolu. Dochodzi osiemnasta, więc słońce już prawie zaszło. Niebo na horyzoncie przybrało różowawy odcień.
W oddali zauważam wyróżniający się na tle innych, budynek Ośrodka Szkoleniowego. Spędziłam w nim moją ostatnią, spokojną noc.
- Katniss - znajomy głos wyrywa mnie z zamyślenia - Och skarbie...
Odwracam się na piskliwy dźwięk znajomego głosu i w drzwiach zauważam bardzo dobrze przeze mnie znaną postać. Długie, kasztanowe włosy spływają jej po ramionach, a ubrana jest w błyszczącą, złotą sukienkę.
- Effie! - wykrzykuję i biegnę w stronę mojej opiekunki. Obejmuję ją i drżącym głosem pytam: - Co ty tutaj robisz?
- Katniss mieszkam tu od trzech miesięcy - chlipie Effie - Chciałam cię wcześniej odwiedzić, ale prezydent mi nie pozwolił. Nigdzie nie mogłam wyjść, nigdzie! Czułam się jak więzień, a muszę spędzić tutaj jeszcze tydzień... Przecież...
- Cii - uciszam Effie i prowadzę ją do kanapy. Siadamy na niej, a ja kładę rękę na ramieniu mojej opiekunki i spokojnie pytam: - Effie jak to jesteś tu od trzech miesięcy?
- W dzień rozpoczęcia igrzysk przyleciały poduszkowce - mówi cicho - Zabrali mnie, Plutarcha, Gale'a i twoją mamę... Ja zostałam zamknięta tutaj, prezydent powiedział, że będę towarzyszyła ci podczas tournee...
- A gdzie reszta? - pytam wystraszona - Gdzie jest Plutarch, mama i Gale?
- Twoja mama jest w Czwartym Dystrykcie, pracuje w jednym ze szpitali. A Gale i Plutarch, och biedni. Tak mi ich szkoda...Prezydent stwierdził, że są oni niebezpieczni i zamknął ich w podkapitolińskim więzieniu. Są więc oni po za granicami Panem...
Przez kilka minut panuje cisza. Patrzę w oczy Effie, a ona patrzy w moje. Po jej policzkach zaczynają płynąć łzy, przez co ja także zaczynam płakać.
- Katniss - szepcze cicho Effie - Wiem, że jest ci strasznie ciężko, ale jeśli chcesz z kimś porozmawiać to obiecuję ci, że cię wysłucham. Widzę w twoich oczach ból i wielkie cierpienie. Szczerze mówiąc dziwie się, że śmierć Peety cię nie zabiła. Byliście jednością...
Podnoszę wzrok i wbijam go w twarz mojej opiekunki. Łzy wzbierają na sile i płyną teraz strumieniami po moich policzkach.
- Na początku... - zaczynam drżącym głosem - Nie mogłam uwierzyć w jego śmierć. Ale kiedy zrozumiałam, że to prawda, że mojego Peety już nie ma... Chciałam umrzeć, marzyłam o śmierci i jestem pewna, że dziś mnie już by tutaj nie było, gdyby nie ona - kładę z czułością rękę na moim brzuchu, a w oczach Effie zauważam błysk zrozumienia - Kiedy dowiedziałam się, że rośnie we mnie cząstka Peety postanowiłam, że zrobię wszystko, aby nasze dziecko było szczęśliwe. Wiem, że Peeta by tego chciał i robię to dla niego, i dla niej...
Effie nic nie mówi tylko ociera łzy z moich policzków. Uśmiecha się kojąco i obejmuje mnie.
- Ona ci pomoże - szepcze opiekunka po chwili ciszy - I ja ci pomogę, zrobię dla ciebie wszystko Katniss...
- Dziękuję - wyszeptuję przez łzy i po raz kolejny obejmuję Effie Trinket.

...

Czas pędzi jak szalony. Dopiero co rozmawiałam z Effie, a teraz znajduję się za kulisami wielkiej sceny, na której Ceasar przeprowadzi ze mną wywiad. Przyjechałam tutaj razem z Veronicą, która zajęła teraz miejsce na widowni. Eskortowało nas sześciu strażników pokoju. Ewidentnie prezydent boi się, że jego karta przetargowa - czyli ja - może w każdym momencie uciec. Niestety nie ma on racji. Nie mam ochoty ani sił uciekać.
Prezydent nie zgodził się, aby moja opiekunka mi towarzyszyła, więc jestem zdana tylko na siebie.
Stoję przed wielką kotarą, która lada moment odsłoni mnie, a ja wejdę na scenę i nasycę swoim widokiem, wszystkie wygłodniałe oczy kapitolińczyków. Słyszę krzyki i wiwaty oraz muzykę, która obwieszcza wejście na scenę Ceasara Flickermana. 
- Panie i panowie, witam was w ten ekscytujący wieczór - krzyczy Ceasar - Dziś po raz kolejny dane jest nam ujrzeć legendę Panem, o której nikt nigdy nie zapomni. Czy jesteście gotowi po raz kolejny usłyszeć jej głos?! Czy jesteście gotowi po raz kolejny ujrzeć jej twarz?!
Pytania Flickermana spotykają się z głośną aprobatą widowni, więc po chwili słyszę jego głos, który zaprasza mnie na scenę:
- Panie i Panowi, a oto i ona - Katniss Everdeen!
Kotara rozsuwa się, a ja oślepiona blaskiem reflektorów i ogłuszona wiwatami publiczności wchodzę powoli na scenę. Dziwię się, że kapitolińczycy nadal mnie lubią. Przeze mnie zginęli ich bliscy i przyjaciele, a oni przyjmują mnie z wielką sympatią.
Kiedy mój wzrok przyzwyczaja się do światła, dostrzegam znany mi widok. Na tej scenie zachwyciłam całe Panem ogniem, który ogarnął brzegi mojej sukni. To tutaj Peeta skłamał przed całym Panem, że jestem w ciąży, choć wtedy nie było to prawdą.
- Katniss Everdeen! - wykrzykuje Ceasar - To zaszczyt gościć tak wielką legendę!
Skinam głową i uśmiecham się, przybierając wyćwiczony wyraz twarzy. 
- Usiądźmy - mówi podekscytowany Ceasar i wskazuje na dwa, fioletowe fotele ustawione na środku estrady. 
Wykonuje posłusznie polecenie Flickermana i siadam na jednym z wyjątkowo miękkich foteli.
- A więc Katniss - zaczyna Ceasar i ręką ucisza nadal wiwatującą publiczność - Trzecie dożynki, trzecie Igrzyska Głodowe i trzecie z rzędu zwycięstwo... Jak się czujesz z takim wynikiem na swoim koncie?
- Och ciężko mi powiedzieć - mówię udając zawstydzoną i przybieram cukierkowaty ton, którego nauczył mnie Snow, podczas naszych spotkań. Te pytanie także przewidział, więc jestem przygotowana i wiem co odpowiedzieć- Nie jestem godna, aby raz, a co dopiero trzeci raz stawać w centrum uwagi wspaniałego Kapitolu. Nie spodziewałam się zwycięstwa, byłam przekonana, że moje marne życie zakończy się na arenie, z resztą zasłużyłam sobie na taki los.
- Och - wzdycha Ceasar - Niestety muszę się z tobą zgodzić. Rebelia niestety nie była dobrym posunięciem. Tak wiele niewinnych istnień straciło swoje życie. Po co to wszystko było Katniss? 
Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że Ceasar będzie wytykał mi moje błędy. Dawniej był on wesołym kapitolińczykiem, który za wszelką cenę starał się rozbawić trybutów. Był miły. A teraz? W jego oczach nie widzę już dawnej serdeczności, on mnie nienawidzi, ale się mu nie dziwię. Zasłużyłam sobie na takie traktowanie.
Przypominam sobie regułkę, napisaną przez Snowa i z udawaną goryczą recytuję:
- Uwierzcie, że okrutnie żałuje swoich czynów. Jak się okazało moja żądza zemsty doprowadziła do terroru, który zawładnął całym Panem. To niesprawiedliwe, że tysiące niewinnych ludzi zginęło, a ja - winowajczyni przeżyłam. Pytasz po co to było, a ja odpowiadam, że Rebelia była niepotrzebnym rozlewem krwi.
- Więc było to po nic? - pyta Ceasar.
- Tak - odpowiadam - Po nic.
Przez chwilę panuje idealna cisza. Cieszę się, że publiczność nie słyszy mojego galopującego serca.
- Och Katniss - zaczyna Flickerman - Masz dopiero osiemnaście lat, całe życie przed tobą, a ty zakończyłaś je jednym przejawem buntu, który rozpoczął lawinę zła, cierpienia i okrucieństwa... Wiesz co mam na myśli?
- Jagody na arenie - odpowiadam - Gdybym ich nie wyciągnęła, 74 Igrzyska Głodowe wygrałby tylko jeden trybut, nie wznieciłabym buntu, a to nie doprowadziłoby do Rebelii...
- Jak myślisz - Ceasar nachyla się w moją stronę - Kto wygrałby tamte Igrzyska, gdyby nie twój bunt?
- Peeta - mówię łamiącym się głosem - On by żył, a teraz...
- Teraz nie żyje - kończy za mnie Ceasar, a ja staram się pohamować łzy
Słyszę jęk publiczności, Peeta był ulubieńcem Kapitolu, każdy obywatel Panem go lubił. Ja jestem przez nich znienawidzona. To Peeta powinien tutaj teraz być, a nie ja. Wszystko przyjęło zły obrót, to nie tak miało być...
- Ale zostawił po sobie ślad prawda? - pyta Ceasar i spogląda ukradkiem na mój brzuch. 
Jednak zauważył, a już miałam nadzieję, że dziś wieczorem Panem nie dowie się o mojej córce.
- Tak - odpowiadam cicho.
Słyszę szmer szeptów, który przelewa się po publiczności. Niektórzy biją brawo, inni wiwatują, a jeszcze inni z zaskoczeniem się we mnie wpatrują. Od razu na moją twarz wypływa rumieniec.
- Zadam ci jeszcze jedno pytanie, dobrze? - pyta Ceasar, a widząc w moich oczach aprobatę, kontynuuje - Jaką przyjmiesz teraz postawę, czy nadal będziesz wrogiem Kapitolu?
- Absolutnie nie - odpowiadam wyuczonym tonem - Jestem teraz sługą prezydenta Snowa, Kapitolu i całego Panem. Pragnę odkupić moje winy i zapłacić wam za wszystkie krzywdy. Wiem, że źle postąpiłam, byłam okrutna, a teraz naprawdę żałuje moich czynów. Obiecuję, że będę wam posłuszna...
Ugh. Ściska mnie w gardle, kiedy wypowiadam te kłamstwa. Najchętniej rzuciłabym pod adresem Snowa kilka przekleństw i obelg, ale powstrzymuję się, gdyż mogłoby to zaszkodzić moim bliskim i przyjaciołom, a ja nie chcę ich krzywdy. Jestem więc zmuszona kłamać. Na szczęście publiczność mi wierzy, co podnosi mnie na duchu, gdyż nie wiem co jeszcze musiałabym zrobić, aby spotkać się z ich aprobatą.
- Obiecujesz? - dopytuje się Ceasar.
- Obiecuję - mówię i cieszę się w duchu, że nikt nie widzi moich palców u dłoni, które schowane za moimi plecami, zaciskam w krzyżyki. 
Kilka lat temu Gale powiedział mi, że taki gest anuluje wypowiedzianą obietnicę, a ja wiem, że na pewno nigdy jej nie dotrzymam. Nigdy.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz