sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 11

Szliśmy w stronę rynku. Trzymałam Peete za rękę. Z jednej strony cieszyłam się, że mam go obok siebie, ale z drugiej strony wolałabym, aby został on w domu. Towarzyszyłby mi wtedy inny trybut, a Peeta byłby bezpieczny. Ale teraz jestem bezradna, nie mogę zrobić nic, aby go ocalić.
Na ulicach naszego dystryktu oprócz mnie,Peety i Haymitcha oraz dwójki żołnierzy kroczących za nami nie było nikogo. Wszyscy pozamykali się w domach i ze strachem czekają na rozwój wydarzeń. Żegnałam się z każdym miejscem jakie mijaliśmy. Chciałam zapamiętać każdy szczegół dwunastki, aby już zawsze mieć jej obraz w głowie, choć w moim wypadku zawsze oznaczało, krótki czas. Kiedy przechodziliśmy obok piekarni zauważyłam, że Peeta ukradkiem ociera łzy. Ten widok sprawił mi niewyobrażalny ból. Ścisnęłam mocniej jego dłoń. Spojrzał na mnie, a w jego kącikach ust ukazał się mylący i wymuszony uśmiech.
Kiedy wielki zegar, wiszący na starym Pałacu Sprawiedliwości wybił południe doszliśmy na rynek. Żołnierze kazali nam wsiąść do poduszkowca. W środku przywitał nas wysoki mężczyzna w garniturze, który przedstawił nam się jako Philip. Wyjaśnił nam, że w Kapitolu znajdziemy się następnego dnia rano. Powiedział, że ze względu na małą powierzchnię poduszkowca brakuje tu jadalni, więc posiłki zostaną dostarczone nam do pokoi. Jedna z awoksów zaprowadziła Haymitcha do jego pokoju, który znajdował się na końcu korytarza. Ja i Peeta dostaliśmy zestaw dla pary. Cieszyłam się z tego powodu, gdyż spędzę z nim kolejne 20 godzin. Nasz pokój był nieduży. Trzy ściany były w seledynowym kolorze, a czwartą ścianę zajmowało ogromne okno, z którego rozciągał się widok na tereny dystryktów nad którymi przelatywaliśmy. Na środku pokoju stało wielkie łóżko,a raczej łoże z białą jak śnieg, jedwabną pościelą.Oprócz łóżka w pokoju stała także mała komódka nad którą wisiało lustro z piękną, srebrną ramą. Pierwszą godzinę spędziłam leżąc na łóżku i delektując się przyjemnym dotykiem jedwabiu. Peeta stał przy oknie i uważnie obserwował tereny nad którymi przelatywaliśmy. Nie odzywaliśmy się do siebie. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Nasze głowy zajmowała tylko myśl nieuchronnej śmierci i stracenia ukochanej osoby. O godzinie 13.00 do naszego pokoju zapukała awoksa. Podała nam obiad. Raczyliśmy się moją ulubioną potrawką z jagnięciny. Po zakończeniu posiłku postanowiliśmy, że pójdziemy do Haymitcha. Kiedy weszliśmy do jego pokoju zastaliśmy go siedzącego przy biurku i bazgrzącego coś na kartce.
- Coś się stało ? - spytał cicho Peeta
- To się stało, że nasze obawy się spełniły - bruknął nasz mentor - Przed chwilą odwiedził mnie nasz kochany Philip. Powiem wam, że wiele zaryzykował zdradzając mi pewne informacje.
- Jakie informacje ?
- Usiądźcie - powiedział Haymitch i wskazał nam kanapę stojącą w rogu pokoju - Niektórzy trybuci to... Ludzie którzy zostali wynajęci przez Snowa, aby zabić zbędne jemu jednostki. A dokładniej -... was.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz