sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 8

Haymitch, Gale i Plutarch podziękowali, ale odmówili noclegu i rozmawiali jeszcze długo, może nawet całą noc, gdyż z pokoju ciągle dochodziły tłumione głosy. Moją mamę zaprowadziłam do malutkiego pokoiku na piętrze, w którym stało tylko drewniane łóżko oraz malutka komódka. Przyniosłam jej tam ciepły koc i puchową poduszkę. Powiedziałyśmy sobie nawzajem dobranoc, a ja ruszyłam w stronę mojej sypialni mamrocząc, że to nie jest i nie będzie dobra noc. Wstąpiłam po drodze jeszcze do pokoju Effie, ale zauważyłam, że śpi, więc szybko opuściłam pomieszczenie. Po cicho wślizgnęłam się pod kołdrę, gdyż obok leżał zmęczony Peeta i byłam pewna, że śpi. Kiedy jednak ułożyłam się już i zamknęłam oczy jego silna ręka przyciągnęła mnie do siebie. Peeta objął mnie, ja położyłam głowę na jego umięśnionym torsie, a nasze oczy się spotkały. Nasze twarze dzielił tylko jeden, może dwa centymetry, ale przez te ciemności, które panowały widziałam tylko lekki, błękitny błysk w jego oczach. Nie musieliśmy nic mówić. Było cudownie, gdyż mogłam delektować się jego bliskością. Męczyło mnie tylko złe przeczucie, że to nasza ostatnia spokojna noc. Ponieważ byłam przekonana, że miejsce trybutki z 12 dystryktu jest zarezerwowane dla mnie, wiedziałam, że kolejną noc spędzę samotnie w Kapitolińskim Ośrodku Szkoleniowym. Nie mam pojęcia kto będzie trybutem z dwunastki, który towarzyszyć mi będzie w ostatnich chwilach życia, ale modlę się, aby nie był to mój Peeta, którego już nie zdołam ocalić...
Rano obudziłam się w łóżku sama. Z dołu dobiegały głosy, więc wywnioskowałam,że wszyscy oprócz mnie już wstali. Ociężale podniosłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki. Wzięłam szybki, zimny prysznic, który zawsze mnie ocucał i pomagał racjonalniej myśleć. Splotłam włosy w prosty warkocz i ubrałam się w pierwsze lepsze ubrania, które wyciągnęłam z szafy. Chciałam już wychodzić z pokoju, ale pomyślałam, że kiedy zjawią się poduszkowce nie będę już miała okazji niczego ze sobą wziąć. Podeszłam więc szybko do mojej nocnej szafki i wyjęłam z szuflady moją ukochaną perłę, którą dostałam od Peety podczas Ćwierćwiecza Poskromienia, ścisnęłam ją w dłoni, a następnie ukryłam ją na dnie mojej kieszeni. Po chwili miejsce obok perły zajęła także broszka z kosogłosem. Miałam ochotę ją wyrzucić, gdyż przysporzyła mi wiele problemów, ale wzięłam ją ponieważ jakiś wewnętrzny głos mi tak kazał. Zeszłam na dół, do kuchni i usiadłam z wszystkimi przy stole. Peeta upiekł mnóstwo różnych rodzajów pieczywa, ale ja skusiłam się tylko na moją ulubioną bułkę z serem. Inni próbowali mnie zagadywać i wciągać do rozmowy, ale ja odpowiadałam tylko machinalne tak lub nie, więc w końcu dali mi spokój. Po śniadaniu wszyscy udaliśmy się do salonu, aby obejrzeć dożynki. Znów usiadłam obok Peety. Spletliśmy nasze ręce, a on musnął moje usta próbując dodać mi otuchy. Chciał mi coś powiedzieć, ale przerwał mu hymn. A więc zaczęło się...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz