Haymitch, Gale i Plutarch podziękowali, ale odmówili noclegu i
rozmawiali jeszcze długo, może nawet całą noc, gdyż z pokoju ciągle
dochodziły tłumione głosy. Moją mamę zaprowadziłam do malutkiego pokoiku
na piętrze, w którym stało tylko drewniane łóżko oraz malutka komódka.
Przyniosłam jej tam ciepły koc i puchową poduszkę. Powiedziałyśmy sobie
nawzajem dobranoc, a ja ruszyłam w stronę mojej sypialni mamrocząc, że
to nie jest i nie będzie dobra noc. Wstąpiłam po drodze jeszcze do
pokoju Effie, ale zauważyłam, że śpi, więc szybko opuściłam
pomieszczenie. Po cicho wślizgnęłam się pod kołdrę, gdyż obok leżał
zmęczony Peeta i byłam pewna, że śpi. Kiedy jednak ułożyłam się już i
zamknęłam oczy jego silna ręka przyciągnęła mnie do siebie. Peeta objął
mnie, ja położyłam głowę na jego umięśnionym torsie, a nasze oczy się
spotkały. Nasze twarze dzielił tylko jeden, może dwa centymetry, ale
przez te ciemności, które panowały widziałam tylko lekki, błękitny błysk
w jego oczach. Nie musieliśmy nic mówić. Było cudownie, gdyż mogłam
delektować się jego bliskością. Męczyło mnie tylko złe przeczucie, że to
nasza ostatnia spokojna noc. Ponieważ byłam przekonana, że miejsce
trybutki z 12 dystryktu jest zarezerwowane dla mnie, wiedziałam, że
kolejną noc spędzę samotnie w Kapitolińskim Ośrodku Szkoleniowym. Nie
mam pojęcia kto będzie trybutem z dwunastki, który towarzyszyć mi będzie
w ostatnich chwilach życia, ale modlę się, aby nie był to mój Peeta,
którego już nie zdołam ocalić...
Rano obudziłam się w łóżku sama. Z
dołu dobiegały głosy, więc wywnioskowałam,że wszyscy oprócz mnie już
wstali. Ociężale podniosłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki.
Wzięłam szybki, zimny prysznic, który zawsze mnie ocucał i pomagał
racjonalniej myśleć. Splotłam włosy w prosty warkocz i ubrałam się w
pierwsze lepsze ubrania, które wyciągnęłam z szafy. Chciałam już
wychodzić z pokoju, ale pomyślałam, że kiedy zjawią się poduszkowce nie
będę już miała okazji niczego ze sobą wziąć. Podeszłam więc szybko do
mojej nocnej szafki i wyjęłam z szuflady moją ukochaną perłę, którą
dostałam od Peety podczas Ćwierćwiecza Poskromienia, ścisnęłam ją w
dłoni, a następnie ukryłam ją na dnie mojej kieszeni. Po chwili miejsce
obok perły zajęła także broszka z kosogłosem. Miałam ochotę ją wyrzucić,
gdyż przysporzyła mi wiele problemów, ale wzięłam ją ponieważ jakiś
wewnętrzny głos mi tak kazał. Zeszłam na dół, do kuchni i usiadłam z
wszystkimi przy stole. Peeta upiekł mnóstwo różnych rodzajów pieczywa,
ale ja skusiłam się tylko na moją ulubioną bułkę z serem. Inni próbowali
mnie zagadywać i wciągać do rozmowy, ale ja odpowiadałam tylko
machinalne tak lub nie, więc w końcu dali mi spokój. Po śniadaniu
wszyscy udaliśmy się do salonu, aby obejrzeć dożynki. Znów usiadłam obok
Peety. Spletliśmy nasze ręce, a on musnął moje usta próbując dodać mi
otuchy. Chciał mi coś powiedzieć, ale przerwał mu hymn. A więc zaczęło
się...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz