Zamknęłam oczy. Przypomniałam sobie dzisiejszy poranek, a właściwie wschód słońca, który spędziłam w moim pokoju oddając się bliskości Peety. Było cudownie. On obdarowywał mnie czułymi pocałunkami, których kiedyś mi brakowało, a ja wtulałam się w niego pragnąc zapełnić przestrzeń, która pomiędzy nami była.Dzieliły nas tylko milimetry tkanin, z których zostały wykonane nasze ubrania. Najchętniej ich także bym się pozbyła, ale rozsądek podpowiadał mi, że to jeszcze za wcześnie. Serce odbyło z nim poważna rozmowę, próbując przekonać mnie do największej bliskości jaką mogliśmy sobie podarować, lecz w końcu rozum zwyciężył i musiałam zadowolić się tym co miałam. Uch. Zrobiłam się jeszcze bardziej egoistyczna. Dawniej moim największym marzeniem, kiedy to Peeta był więziony przez Kapitol było chociaż ujrzenie go. Jego ramiona i pocałunki były czymś nieosiągalnym. Teraz je mam, ale wciąż mi mało i marudzę.
-Opanuj się Katniss! - zganiłam samą siebie - Czy mogłabyś wreszcie cieszyć się z tego co masz ?
Takie mówienie do siebie zawsze mi pomagało. Były wtedy dwie Katniss - jedna zagubiona, a druga zorientowana w całej sytuacji, dająca rady, a kiedy było trzeba stawiająca do pionu. Pamiętam, że jakiś nauczyciel w szkole rozmawiał z nami kiedyś o takim mówienie do siebie. Najpierw opowiedział nam krótką anegdotkę, a później podsumował ją krótkim i zabawnym zdaniem: "Kiedyś w końcu trzeba pogadać z kimś mądrym". Ja mądra? Może. W każdym razie po takim własnym psychologicznym seansie zbierałam myśli i byłam w stanie zrozumieć rzeczywistość.
Siedziałam tak jeszcze krótką chwilkę rozkoszując się śpiewem ptaków. Jednak musiałam to przerwać, gdyż pewny pasożyt czekał na śniadanie. Jaskier. Nie cierpiałam tego kota. Był tylko utrapieniem, ale obiecałam sobie, że się nim zajmę. Nie dla niego. Dla mojej Prim, która z pewnością by tego chciała. Aby zapobiec kolejnym łzą wstałam szybko i obijając się przy okazji łokciem we framugę drzwi wpadłam do domu.
- Ałł - syknęłam - to przez ciebie sierściuchu - wskazałam palcem na mojego domniemanego winowajce. Wyciągnęłam kilka kostek, które zostały po przyrządzonej przez Peete, wczorajszej kolacji i z obojętnością wrzuciłam Jaskierowi do starej miski.Kiedy kot łapczywie pożerał swoje śniadanie, zaczęłam ociężale wspinać się na schody. Skierowałam się do łazienki, aby się odświeżyć. Zdjęłam moją nocną koszulę i odkręciłam kurek w prysznicu. Liczyłam na gorący prysznic, ale marzenia prysły i musiałam zadowolić się chłodnawą wodą. Gdyby tak można było ją nazwać, gdyż po chwili stała się po prostu zimna. No trudno. Zimny prysznic mnie obudzi. Cóż za optymistyczne podejście Katniss - pomyślałam - a gdzie się podział twój pesymizm ? Wydaje mi się, że to Peeta miał na mnie taki wpływ. Dzięki niemu zmieniałam się na lepsze.
No właśnie! Peeta! Która to godzina ? Szybko wyskoczyła z pod prysznica, owinęłam się szorstki, zielonym ręcznikiem i szybko skierowałam się w stronę sypialni. 8.32! O nie, znowu się spóźniłam. Obiecałam mojemu chłopcu z chlebem, że przyjdę do jego piekarni na rynku o punkt 8.00.
Wyciągnęłam ze starej, drewnianej komódki losowe ubrania,ubrałam się, zgarnęłam moją ulubioną kurtkę i pędem pobiegłam w stronę rynku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz