sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 7

Nie wiem gdzie jestem. Nie wiem nawet kim jestem. Myśli zajmuje mi tylko wizja przyszłości, a może raczej przeszłości, która wróciła, aby otworzyć głębokie, dopiero co zagojone rany na moim sercu. Leżę na miękkim łóżku, a moje oczy są mokre od łez, których smaku nigdy nie zapomnę. Słyszę kroki, ktoś wchodzi do pokoju i czuje, że bierze mnie za rękę, i prowadzi w dół po schodach.
- Katniss - szepczę nieznajomy - Ktoś chce z tobą porozmawiać. Rozpoznałam ten głos. Przedarł się przez moje głośne, rozbiegane myśli i już wiem, że to Peeta. Jesteśmy w naszym domu w Wiosce Zwycięzców, w 12 dystrykcie. Zmierzamy w stronę naszego salonu. Nie wiem ile czasu minęło odkąd August Snow zapowiedział... Ugh. Nawet nie chcę o tym myśleć. To potworne. A na usta ciśnie się mi tak wiele pytań, których odpowiedzi chcę za wszelką cenę poznać. Za oknem jest ciemno, więc mogę wywnioskować chociaż to, że jest noc. Co do godziny, nie jestem pewna, ale sądzę,że jest już po północy. Nie myliłam się. Kiedy wchodzimy do jasnego od ognia w kominku pokoju, zerkam na zegar i widzę, że jest kilka minut po godzinie pierwszej. Teraz moją uwagę przykuło coś innego. Widzę znajome osoby, które przerwały rozmowę na mój widok, a teraz patrzą na mnie takim wzrokiem, jakby pragnęły wyczytać wszystkie moje emocje i myśli, które dręczą mnie w tym momencie. Nie puszczając ręki Peety rozglądam się po pokoju, rozpoznając po kolei osoby. Na beżowym fotelu, który stoi przy kominku siedzi piękna kobieta. Na początku nie umiałam jej rozpoznać, ale te oczy... Skądś je znam. Och! To Effie! Ona jest... Taka piękna. Dawniej tego nie zauważyłam, gdyż Effie nosiła peruki, doklejane rzęsy, drogie, kapitolińskie sukienki. A teraz? Jej długie kasztanowe włosy są zaczesane do tyłu, na twarzy nie widzę ani grama makijażu, a ubrana jest w długą, szarą sukienkę. Uśmiecha się do mnie czule, a ja staram się odwzajemnić uśmiech, ale jakoś mi to nie wychodzi, więc odwracam wzrok i patrzę na kolejne osoby. Obok Effie stoi Haymitch i opiera się o fotel. Wygląda na trzeźwego, co mnie trochę dziwi Obok mojego byłego mentora widzę moją mamę. Cieszę się na jej widok. Wygląda tak jak dawniej, a tylko jej włosy przykryła lekka siwizna. Opiera się o kogoś... Ale kto to jest ? Nie poznaje go. To wysoki, potężnie zbudowany mężczyzna. Ma oliwkową cerę, czarne włosy i szare oczy. Ach te szare, cudowne oczy. Dawniej wpatrywałam się w nie codziennie. Przecież wiem kto to jest. Zmyliła mnie tylko jego broda, z którą wygląda tak dorośle i obco. To mój przyjaciel. Gale. Puszczam Peete i rzucam się na Gale'a. Każdy na miejscu Peety mógłby poczuć ukłucie zazdrości patrząc jak jego ukochana obejmuje kogoś innego, ale Peeta taki nie jest. Wie, że nie widziałam się z Gale'm od bardzo dawna i moje zachowanie jest jak najbardziej na miejscu.
- Cześć Kotna, dawno Cię nie widziałem. Ale nic się nie zmieniłaś
- Ty za to wydoroślałeś. Ledwo co cię poznałam - odpowiadam.
Po przywitaniu się z Gale'm, przytulam się jeszcze do mojej mamy. Wiem jakie do dla niej ciężkie - powrót do 12 dystryktu. Każde miejsce, każdy przedmiot przypomina jej o tacie i Prim. Ja sama czuje ukłucie bólu, a do oczu napływają mi łzy, kiedy o nich myślę, a mama? Przecież ona jest taka delikatna, taka krucha. Ja po igrzyskach i tej niedołężnej, i niepotrzebnej Rebelii stałam się silniejsza i umiem ukrywać emocje. Kiedy odrywam się od mamy, nie czując niczyjej bliskości i dotyku, którego teraz bardzo potrzebuje tak jak powietrza, cofam się i znów łapię Peete za rękę. Teraz zauważyłam jeszcze jedną postać, która wynurzyła się przed chwilą z cienia rzucanego przez kominek. Plutarch Heavensbee podchodzi do mnie i ściska moją drugą dłoń, witając się ze mną;
- Witam Katniss - widzę, że oczekuje reakcji z mojej strony, ale ja tylko skinam głową i jeszcze mocniej ściskam dłoń Peety. - Ehm no dobrze - odchrząkuje Heavensbee i cofa się o krok, jakby zauważył, że jego bliskość nie jest dla mnie czymś miłym. Nie wiem dlaczego mam co do tego mężczyzny takie mieszane uczucia. Fakt - podczas Ćwierczwiecza Poskromienia to on decydował o moim życiu lub śmierci, może to przeważyło na dotyczącej jego opinii. - Wytłumaczę Ci teraz co się dzieje. Jakby Ci to - Plutarch plączę się,więc pałeczkę przejmuje Gale:
- Może ja jej to wytłumaczę. Zacznę od początku, żebyś sobie wszystko poukładała. To długa historia, więc może sobie usiądź - Posłusznie siadam z Peetą na kanapie, a on przyciąga mnie do siebie i obejmuje ramieniem. Od razu czuję się bezpieczniejsza - Zapewne nie tylko ty jesteś zszokowana wczorajszym obwieszczeniem naszego nowego prezydenta. Na pewno głównym pytaniem, które cię nurtuje jest myśl skąd on się tu wziął. W końcu te kilka miesięcy po Rebelii było spokojnych i nie zapowiadało ono tego co się wydarzyło...
- Może ja na to odpowiem - wtrącił się Heavensbee - Od miesiąca otrzymywaliśmy niepokojące doniesienia zza granic Panem. Nasi zwiadowcy informowali, że po za naszymi granicami Coś jest. Wtedy jeszcze nie wiadomo było co dokładnie, ale teraz wiemy wszystko. Jest to tak zwany Podkapitol, o którym istnieniu nie mieliśmy pojęcia. Poprzedni Snow stworzył tę organizację na wypadek takich kolejności zdarzeń jakie niedawno nastąpiły. Mowa tu o naszej Rebelii. Podkapitol to wielki podziemny wojskowy dystrykt, który jest tajną bronią Kapitolu. Rządzi w nim właśnie August Snow. Skumulował on swoje jednostki, które oceniamy na około 50 tysięcy, co jest dla nas gigantyczną liczbą, gdyż wszystkie pozostałe dystrykty razem wzięte, razem z Kapitolem, po niedawnych krwawych wydarzeniach nie wyniosą nawet połowy tej liczby. Przedwczoraj Kapitol został zaatakowany. W nocy Snow razem ze swoją armią wdarł się na teren Panem i przejął władzę. Zginęło wiele osób m.in nasza droga prezydent Paylor. Kapitolończycy szybko się poddali gdyż ponad 1/4 z nich uznała, że poprzednie lata były dostatnimi czasami i wszyscy zgodnie stwierdzili, że pragną wrócić do dawnego ustroju.  Powrót do poprzedniego ustroju tzn. kolejne serie igrzysk, zakazy podróżowania po dystryktach - wylicza Plutarch, a ja powoli zaczynam wszystko rozumieć - A z resztą co ci będę tłumaczył, przecież doskonale wiesz jak było... Ach zapomniałbym. Nie mamy teraz żadnej broni. Każdy dystrykt został jej pozbawiony, więc nie możemy nic zrobić...
- Jeśli mogę zapytać - tym razem głos zabrał Peeta - skąd się wy wszyscy tu wzięliście ? Jeśli podróże są zakazane to dlaczego was nie schwytali ?
- Już wcześniej miałem zamiar odwiedzenia dwunastki, biorąc ze sobą panne Effie, która od ponad miesiąca namawiała mnie na tę wyprawę - ciągnie Plutarch - Wyruszyłem poduszkowcem kilka godzin przed atakiem, co było moim największym życiowym szczęściem, gdyż jestem pewien, że uchroniło mnie to od śmierci. O Podkapitolińskim ataku dowiedziałem się lecąc nas dwójką. Szybko zadecydowałem, że po drodze zabiorę ze sobą Gale i twoją mamę. Kiedy przybyliśmy do dwunastki było już po ogłoszeniu Augusta, więc staliśmy się teraz automatycznie obywatelami 12 dystryktu.
- A co z Igrzyskami ? Wie pan coś dokładnie w związku z dzisiejszymi dożynkami ? - spytałam, gdyż ten temat męczy mnie najbardziej.
- Wiem. A chciałbym nie wiedzieć. Aż mi się przewraca na myśl o nich.Ciąg igrzysk będzie kontynuowany, więc dzisiejsze dożynki będą dotyczyły 76 Igrzysk Głodowych. Wyjątkowo prezydent wybierze trybutów i jestem pewien, że w ten sposób będzie chciał pozbyć się najniebezpieczniejszych osób takich jak...np Kosogłos. Dożynki będą telewizyjne. Prezydent przeczyta tylko nazwiska trybutów i mentorów, a zaraz potem po wskazanych przylecą poduszkowce i tyle ich widzieliśmy.
- A jeśli trybuci na arenie zbuntowaliby się i wszyscy tam obecni zawarli by sojusz ? - spytał Gale
- Też nad tym myślałem - bruknął Haymitch - ale jestem pewny, że połowa trybutów zostanie przekupiona, aby zabić tych zbędnych dla Podkapitolu
- Ta, to ma sens - powiedział Heavensbee - W każdym razie wiemy tyle, że pierwszym posunięciem Snowa numer 2 będzie rzeź tych najsilniejszych, za którymi ludzie ruszyli by ponownie do boju.
Po tych słowach wszyscy obecni w pokoju spojrzeli w moją stronę. Odwróciłam wzrok i popatrzyłam w błękitne oczy Peety, które zawsze dodawały mi otuchy. Teraz nie umiałam jej znaleźć. Zobaczyłam tylko coś na kształt mgły, która przyprószyła błękit... To były łzy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz