sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 5

To co stało się później było czymś, czego bym się nigdy nie spodziewała. Peeta przyciągnął mnie natychmiast do siebie i objął tak mocno swoimi silnymi ramionami, jakby bał się, że zaraz jakaś siła mogłaby mnie mu na zawsze wyszarpać. To trwało sekundę. W kolejnym ułamku czasu usłyszeliśmy hymn Panem. Stary hymn, który obowiązywał za czasów Snowa i zawsze rozbrzmiewał na arenie zanim wyświetlono zdjęcia zmarłych trybutów.
- Przecież hymn jest zakazany... - szepnął Peeta mocno zdezorientowany - Co się do cholery dzieje ?! Krzyk przerwało mu głośniejsze od hymnu obwieszczenie :
Uwaga! Uwaga! Uwaga! Obywatele Panem! Zarządza się niezwłoczne opuszczenie ulic i miejsc publicznych. Wszyscy bez wyjątku mają się udać do swoich domów. Za kwadrans wszyscy są zobowiązani zobaczyć telewizyjne obwieszczenie, wtedy dowiecie się więcej. A teraz Wojsko Kapitolu pomoże wam sprawnie przejść do waszych miejsc zamieszkania.
Cisza. Ustał głos, który emitowany był najprawdopodobniej z jednego z poduszkowców. Nie sposób, aby jakikolwiek z mieszkańców dystryktu dwunastego go nie usłyszał. Nie. Pomyliłam się. Wcale nie jest cicho. Może ustał głośny baryton, ale słychać teraz... Krzyki. Krzyki ludzi. Widzę jak domniemane "Wojsko Kapitolu pomaga" dostać się ludziom do domów. Ubrani w czarne uniformy żołnierze z poduszkowców popędzają ludzi głośno wrzeszcząc na nich i bijąc ich. Widzę strach na w oczach ludzi. Dzieci, które jeszcze przed chwilą bawiły się, śmiejąc wesoło biegną z płaczem czepiając się płaszcza swojej matki.
Przerażenie nie pozwala mi się ruszyć. Objęło mnie całą. Czuje, że ktoś mnie ciągnie za ręke krzycząc głośno moje imię.
- Katniss! Rusz się, szybko! - krzyczy Peeta. Ale ja nie mogę. Strach mnie opanował i za nic nie chce mnie wypuścić ze swoich szponów. Wtedy zauważam żołnierza. Drze się niemiłosiernie. Zło i nienawiść aż kipi z niego. Podbiega do mnie i z całych sił wbija mi pięść w brzuch: - Wynoś się stąd! Ale to już! - krzyczy. A ja sycząc z bólu zginam się w połowie i padam przed nim na kolana. Wtedy słyszę Peete. Ze złością w głosie, wrzeszczy na żołnierza, zamachuje się i z całą swoją mocą uderza pięścią w jego twarz. Mężczyzna rzuca się na Peete i okłada go pięściami. Słyszę syk Peety. Widzę krew na jego twarzy.
- Przestań! - krzyczę do żołnierza - Błagam zostaw go! Mężczyzna odpycha Peete na odlegość około 4 metrów, a on bezwładnie upada. Piorunuje mnie przeraźliwym wzrokiem i raz jeszcze podnosi głos, aby rozkazać nam iść do domu. Później odwraca się i dumnie odchodzi na rynek, aby dołączyć do innych. Podbiegam szybko do Peety i pomagam mu wstać.
- Nic ci nie jest?! Boże Peeta on ci chyba złamał nos! -zaczynam szlochać. Wtedy Peeta mnie obejmuje.
- Katniss mną się nie przejmuj - zapewnia mnie, ale czuje ból w jego głosie - Chodźmy do Haymitcha.Bierze mnie za ręke i prowadzi szybko z niepokojem w stronę Wioski Zwycięzców. A ja wiem, że krótki czas spokoju minął. Wiem, że to co usłyszymy za chwilę w telewizji zada naszym sercom kolejne rany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz