sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 4

Kilkanaście pocałunków później w końcu ruszyliśmy w stronę dawnego Złożyska. Peeta nie był zbytnio przekonany, aby nasz spacer przechodził właśnie przez tę okolicę, ponieważ bał się, że odżyją we mnie złe wspomnienia. Oczywiście jego początkowe nastawienie było zbędne. Po kilku minutach przekonywania go, że to naprawdę nie jest zły pomysł zgodził się, aby iść ze mną właśnie tam. Miło było popatrzeć na wesołe twarze dzieci, które do niedawna jeszcze chodziły głodne. Teraz miały co jeść. Odkąd rebelianci ze mną na czele obalili rządy Snowa, każdy z poszczególnych dystryktów dzielił się nawzajem swoimi zapasami. Dostarczano m.in drewno z siódemki, owoce morza z czwórki, czy różnorodne zboża z jedenastki. My eksportowaliśmy węgiel.
- Spójrz Katniss - z zamyślenia wyrwał mnie głos Peety - to twój dawny dom. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Na miejscu mojego starego domu stał śliczny, biały domek z marmuru. Drewniane okiennice i kolorowy ganek dodawały mu uroku. Ciężko było oderwać od niego wzrok, ale spojrzałam w głąb Złożyska. Nie tylko mój dom się zmienił. Wszystkie dawne, zniszczone wilgocią budynki zmieniły się w małe, kolorowe domki. Ulic nie pokrywał już czarny jak smoła żużel. Zostały one wyłożone małymi brukowymi kostkami. Do tego nie brakowało tu drzew, krzewów i kwiatów.
- Jak to możliwe ? - Spytałam chyba samą siebie, ale natychmiast odpowiedział mi mój ukochany:
- Dawno się tu nie zapuszczałaś, co ?
-Nie byłam na Złożysku od dobrych kilku miesięcy.
-To wszystko wyjaśnia - powiedział Peeta z uśmiechem na twarzy - Pod koniec lata do dwunastki napłynęły pieniądze z Kapitolu. Nowy burmistrz Nick Revens przeznaczył je na odbudowę zniszczonych po nalotach budynków. W pierwszej kolejności odbudowano Złożysko i sklepy na rynku. A za tydzień mają podobno zabrać się za budowę nowego Pałacu Sprawiedliwości.
- Nick Revens ? Czy to przypadkiem nie ten chuderlawy brunet, który stracił lewą rękę po wybuchu w kopalni ? Wydaje mi się, że pochodził on z brygady górniczej mojego ojca.
- Tak to on. Wybrali go, ponieważ podczas kapitolińskich nalotów wykazał się niezwykłą odwagą i oddaniem. Razem z Gale'm uratował setki ludzkich istnień. Jest do tego bardzo mądry i dobry. Moim zdaniem będzie on świetnym burmistrzem. A z jego pomocą dwunastka szybko stanie na nogi.
Całe Panem odżywa. Cieszy mnie ta myśl. W końcu wszystko będzie dobrze.Patrzę na wesołe dzieci, szczęśliwych rodziców i starców, którzy w końcu doczekali się spokoju. Taki widok sam wnosi mi na twarz uśmiech. Spacerujemy cały dzień odwiedzając po drodze mamę Gale. Jemy u niej obiad przy czym rozmawiamy i śmiejemy się wesoło. Kiedy robi się ciemno postanawiamy zawrócić w stronę domu. Przechodzimy przez rynek i wchodzimy na ścieżkę prowadzącą do Wioski Zwycięzców. Delektuje się bliskością Peety obejmując go czule. Tą sielankę przerywa mi przeczucie. Złe przeczucie.
- Peeta - mówię cicho, ale nie kończę zdania gdyż zauważam nad naszymi głowami ponad tuzin poduszkowców ustawionych w szyku wojennym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz