Gotowe! :) Rozdziały z aska zostały już przeniesione. Od teraz opowiadania będą pisane na blogu :) I tak jak obiecywałam będą dłuższe i "pełniejsze".
Pierwsza dobiegła do mnie Johanna. Rzuciłyśmy się sobie w objęcia, a mi do oczu napłynęły łzy. Tak strasznie za nią tęskniłam. Przyznaje, że dawniej nie przepadałyśmy za sobą. Podczas Ćwierćwiecza miałam nawet ochotę wpakować w nią strzałę, ale teraz ? Teraz traktuje ją jak siostrę. Znam ją na wylot i nie wyobrażam sobie jak wyglądałoby moje życie bez niej. Wspierała mnie i pomagała podnieść się, kiedy upadałam. Do tego zasklepiła w moim sercu ranę spowodowaną śmiercią Prim. Oczywiście nikt nie zastąpi mojej siostrzyczki, ale Johanna pomogła mi w zwalczeniu bólu.
- Katniss! Ty ciemna maso! Nie rozklejaj się, masz taki piękny makijaż. Z resztą jak zwykle wyglądasz czadowo - podsumowała Johanna - A moja stylista... Jak zwykle zrobiła ze mnie drzewo.
Nie mogłam zaprzeczyć. Brązowa suknia Johanny opinała całe ciało, podkreślając przy okazji jego kształty. Zielone dodatki miały chyba odgrywać rolę mchu, ale wyglądały trochę kiczowato. Zachowałam się jednak jak dystyngowana panienka i nie powiedziałam tego mojej przyjaciółce.
- Sukienka jest piękna- zatuszowałam fakty - Ale to i tak nieistotne... Westchnęłam ciężko. Johanna chciała coś powiedzieć, ale przerwała jej nadbiegająca Annie.
- Katniss - szepnęła i przytuliła mnie - Miło cię znów zobaczyć.
Och. Annie była taka bezbronna. Drobna kobieta z problemami psychicznymi. Nie ma szans na przeżycie Igrzysk. A w domu zostawiła swojego dopiero co narodzonego synka. Jej życie to istny koszmar. Musiała poradzić sobie na igrzyskach, później była torturowana w Kapitolu, a niedawno straciła Finnicka. Współczuje jej. Wiem, że męczy ją niewyobrażalny ból.
Rozmawiałam z nimi przez kilka minut pomijając temat powrotu ustroju i nieudolnej Rebelii. Nie chciałam o tym mówić, gdyż były to dla mnie ciężkie tematy.
- A co to ? - zapytała Johanna wskazując mój pierścionek - To raczej nie jest modny dodatek do kostiumu, co ?
One także zauważyły. Mam nadzieję, że nie rozpłaczą się i nie wpadną w taki sam stan jak Octavia i Venia...
- Peeta poprosił mnie o rękę - powiedziałam cicho. Annie i Johanna uśmiechnęły się tylko smutno, gdyż wiedziały, że nasz ślub jest nieosiągalny. Pogratulowały mi jednak, a Annie wyraziła swoje zadowolenie całując mnie w policzki.
- Bylibyście wspaniałym małżeństwem - westchnęła ciężko Johanna - Od zawsze byłam fanką kochanków z 12 dystryktu. Ostatnie zdanie wypowiedziała ze szczerym uśmiechem. Ja również się uśmiechnęłam, gdyż wiedziałam, że było to sarkastyczne stwierdzenie. Johanne dawniej irytowała nasza miłość, gdyż uważała, że była udawana. Z jednej strony miała racje, ale zaś z drugiej istniały zaprzeczenia jej twierdzeń... Peeta był jednym z tych zaprzeczeń. On nigdy nie udawał miłości do mnie, zawsze mnie kochał.
- Już jestem - usłyszałam głos mojego ukochanego - Wyglądasz cudownie.
Podniosłam głowę i zobaczyłam go. Wyglądał... Nie da się tego określić. Jego kostium składał się z czarnego bezrękawnika, zakończonego srebrnymi wzorami i z równie ciemnych, długich spodni. Jego umięśniona sylwetka prezentowała się wręcz nieskazitelnie. W tym momencie zrozumiałam stwierdzenie Johanny, że "każdy chciałby iść z nim do łóżka". Poczułam się wielką szczęściarą, że to właśnie ja - przeciętna dziewczyna - jestem narzeczoną tak wspaniałego mężczyzny. Musiałam wyglądać dość komicznie, gdyż wpatrywałam się w niego jak jakaś nienormalna. Peeta parsknął śmiechem i objął mnie.
- To my już nie przeszkadzamy - zachichotała Johanna i pociągnęła za sobą Annie.
Kiedy oddaliły się od nas na odległość kilku metrów Peeta złączył nasze usta w czułym pocałunku.
- Tęskniłem za tobą - szepnął - Nie widzieliśmy się kilka godzin, a ja czułem się jakby minęło kilka lat.
- W takim razie nie odstępujmy się już na krok - zaproponowałam - Aż do końca.
Mówiąc "do końca" nie miałam na myśli parady. Miałam na myśli nasze życie. Każde chwile, które mi zostały chciałam spędzić z nim, aby nacieszyć się jego osobą i jego miłością.
"Trybuci do rydwanów! Trybuci do rydwanów!" Usłyszeliśmy polecenie i trzymając się za rękę wsiedliśmy na nasz rydwan. Ciągnęły go piękne, kare konie. Zawsze fascynowały mnie te zwierzęta, mój tata porównał je kiedyś do wiatru. Kiedy dorosłam zrozumiałam tę zależność.
Spojrzałam w stronę poprzedzających nas rydwanów. Nie rozumiałam czemu, ale byliśmy ostatni. Rydwan 13 dystryktu stał przed nami. Nie wiem dlaczego zawsze jesteśmy ostatni. Haymitch stwierdził, że Snow chce zrobić show i najlepsze pozostawia na koniec...
Ruszyliśmy. Rydwany z wszystkimi 26 trybutami skierowały się w stronę bramy, którą mieliśmy wyjechać na ulicę Kapitolu, aby zaprezentować się sponsorom. Naszą dwójkę sponsorzy już bardzo dobrze znali. Nie da się zapomnieć trybuta i trybutki, którzy zmienili zasady Głodowych Igrzysk i wywrócili ich świat do góry nogami swoimi postawami. Ścisnęłam kurczowo dłoń Peety. Bałam się, że kiedy ją puszczę, mój ukochany ulotni się, a ja już nigdy go nie zobaczę. Do tego jego silne ciało podtrzymywało mnie. Gdyby go tu nie było bardzo możliwe, że po prostu spadłabym z rydwanu, a byłaby to niemała porażka.
- Katniss - szepnął Peeta kiedy przejeżdżaliśmy przez bramę - Jesteś gotowa ? - spytał i pokazał mi malutki guziczek, który trzymał w lewej ręce. Sztuczny ogień. Igrająca z ogniem po raz trzeci zachwyci kapitolińczyków...
- Jestem - odpowiedziałam i w oka mgnieniu nasze kostiumy błysnęły jasną łuną.
Nie do opisania była reakcja tłumu. Ludzie wrzeszczeli i skandowali nasze imiona. Byliśmy ich ulubieńcami, a ogień był dopełnieniem naszej doskonałości. Nie machaliśmy i nie uśmiechaliśmy się. Patrzyłam przed siebie, spoglądając co chwilę Peeta, jakbym sprawdzała czy ciągle przy mnie jest. I był. Przejeżdżaliśmy przez ulice Kapitolu, które nie zmieniły się od poprzednich Igrzysk.
Po kilkunastu minutach zatrzymaliśmy się. Przyszedł czas na przemówienie Snowa. Usłyszałam jego żmijowaty głos. Był odzwierciedleniem swojego brata. Ciężko było mi uwierzyć, że nie jest to Coronalius Snow tylko jego brat, Byli tacy sami, jak dwie krople wody, a do tego zachowywali się tak samo. Nie słuchałam przemówienia. Nie chciałam, aby moją głowę zaśmiecały słowa prezydenta. Przeczekałam je w ciszy podziwiając umięśnioną szyje konia, ciągnącego rydwan 11 dystryktu. Zastanawiałam się nad tym co by było, gdyby nie wylosowano by Prim. Jedną rzeczą byłaby stuprocentowa śmierć Peety. Nie chciałam nawet o tym myśleć.. Z zamyślenia wyrwał mnie wiwat tłumu, a konie ruszyły w stronę bramy. Odetchnęłam z ulgą. Skończyła się ta kretyńska parada. Kiedy zatrzymaliśmy się w stajni, Peeta pomógł mi zejść z rydwanu. Podszedł do nas Haymitch i pochwalił za nienaganną postawę. Takim zachowaniem wywołaliśmy w ludziach zachwyt, a nasz mentor był pewny, że zyskaliśmy wielu sponsorów. Skierowaliśmy się w stronę wind. Marzyłam o gorącym prysznicu i jedwabiście miękkiej pościeli. Marzyłam także o tym, aby spędzić noc u boku Peety. Wiedziałam bowiem, że zostało nam już bardzo mało czasu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz