niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 21


Ten rozdział chcę zadedykować po raz kolejny admince Mrs.Mellark, której przemiłe komentarze motywują mnie do pisania i sprawiają, że się uśmiecham :) Dziękuje! <3


Promienie słoneczne oblewały moją twarz. Rozkoszowałam się zapachem kwiatów, rosnących wokoło mnie. Stałam na pięknej, kwiecistej łące, a raczej polanie w środku lasu. Słyszałam wesoły śpiew ptaków i obserwowałam lekko sunące po niebie obłoczki. Moją uwagę przykuło nagle światło, a raczej jasna łuna bijąca z pomiędzy drzew. Spojrzałam w tamtą stronę. Ujrzałam delikatną osóbkę wyglądającą zza drzewa. Spojrzałam w jej czekoladowe oczy, otoczone wodospadem ciemnych włosów. Znałam ją, ale nie umiałam przypomnieć sobie jej imienia. Wiedziałam, że jest ona mi bliska, ale poświata od niej bijąca, nie pozwalała mi jej rozpoznać. Dziewczynka uśmiechnęła się do mnie i schowała się za drzewem. Ruszyłam w jej stronę. Chciałam się dowiedzieć kim owa osóbka jest i czego chce. Pokonałam połowę dzielącego nas dystansu i stanęłam jak wryta. Wyszła ona z lasu na polankę, trzymając za rękę złotowłosą dziewczynkę. Obie uśmiechnęły się do mnie uroczo. Lustrowałam je wzrokiem, choć bijąca od nich jasność mi to utrudniała. Jasnowłosa dziewczynka parzyła na mnie błękitnymi oczami i wesoło powtarzała moje imię :
- Katniss... Katniss... Katniss siostrzyczko...
Och! Otworzyłam usta ze zdziwienia. Rozpoznałam obie dziewczynki. Moim oczom ukazały się Rue i Prim.
Rzuciłam się biegiem w ich stronę i przytuliłam je obie na raz. Pragnęłam zatrzymać te chwilę na zawsze. Tak bardzo za nimi tęskniłam. Przecież umarły... Jak to możliwe, że stoją teraz przede mną we własnej osobie, ciągle się uśmiechając.
- Prim... Rue - szepnęłam - Nie zdołałam was ocalić. Wybaczcie mi proszę...
Z oczu zaczęły płynąć mi łzy. Upadłam przed nimi na kolana i ukryłam twarz w dłoniach.
- Katniss - usłyszałam melodyjny głos Primrose- Przecież wiesz, że to nie twoja wina... A nam jest tutaj dobrze. Nie czujemy bólu, ani smutku.
- Ciągle przy tobie jesteśmy - szepnęła Rue i położyła swoją drobną dłoń na moim ramieniu.
Podniosłam głowę i spojrzałam w oczy mojej siostry. Prim otarła mi łzy i uśmiechnęła się pocieszająco.
- Brakuje mi was - wyszeptałam.
- My ciągle tu jesteśmy - powiedziała cichutko Prim.
- Pamiętaj o tym - szepnęła Rue.
- Boję się - powiedziałam i spojrzałam w błękitne oczy Primrose - Proszę pomóżcie mi... Pomóżcie Peecie.
- Katniss - szepnęła moja siostra i pogłaskała mnie po głowie - Mamy dla ciebie jedną wskazówkę, którą musisz wziąć sobie do serca, dobrze ?
Skinęłam głową, a moje serce zabiło mocnej, czekając na radę Prim i Rue.
- Pod czas Igrzysk - zaczęła Rue - Nie wierz wszystkiemu co widzisz.
- I pamiętaj, że przy tobie jesteśmy - dopowiedziała Prim - To dla ciebie - powiedziała i podała mi piękny kwiat.
Wzięłam go w ręce, przyjrzałam się mu uważnie i wyszeptałam tylko jedno słowo:
- Prymulka - podniosłam głowę, ale nie zobaczyłam już Prim i Rue - Primrose ? Siostrzyczko ?! Rue! - zaczęłam krzyczeć, ale nie usłyszałam odpowiedzi... Zniknęły, a ja zostałam na polanie sama...

...

Otworzyłam oczy. Rozejrzałam się uważnie po pokoju, mając nadzieję, że ujrzę Prim. Byłam jednak sama. Leżałam na łóżku w mojej sypialni, w Ośrodku Szkoleniowym. W myślach ciągle powtarzałam: "Nie wierz wszystkiemu, co widzisz"...
Pamiętam, że położyłam się obok Peety. Chciałam odpocząć, a następnie zrobić mu okład. Nie udało mi się to jednak, gdyż zasnęłam. 
Spojrzałam na zegarek. Wskazywał 17.22. 
Jak to możliwe ? - pomyślałam - Jak mogłam przespać cały dzień. 
Byłam na siebie wściekła. Nie dość, że przeze mnie William skrzywdził Peete, to opuściłam cały dzień treningu. Oczywiście nie zależy mi na poprawianiu umiejętności, aby wygrać. Chciałam się podszkolić, aby mieć większe możliwości ocalenia Peety. Mój plan legł jednak w gruzach. 
Wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki. Przejrzałam się w lustrze. Opatrunek zrobiony przez Johanne dawno już przesiąkł krwią. Odsłoniłam więc moją ranę i przyjrzałam się jej. Maść z Kapitolu podziałała. Po głębokim cięciu mieczem została już cieniutka szrama.
Wyszłam z łazienki z myślą, że muszę znaleźć Peete lub Haymitcha.
Zastałam ich siedzących w salonie i oglądających wstępne oceny sponsorów. 
Sponsorzy rozmawiali z Ceasarem, który w tym roku ufarbował sobie włosy na jaskrawy odcień żółtego.  
Nie widzieli mnie, więc miałam czas się im przyjrzeć. Haymitch wyglądał tak jak zawsze, na jego twarzy malowało się jednak zmęczenie. W ręce trzymał kieliszek wina, z którego co trochę popijał. Komentował głośno wszystkich sponsorów, którzy właśnie wypowiadali się na ekranie.
Peeta nic jednak nie mówił. Skinął lub kręcił tylko głową, słysząc komentarze Haymitcha. Na jego szyi malowały się tylko fioletowe siniaki, oddające kształt dłoni Williama. Westchnęłam głośnio kiedy pomyślałam jaki ból musiał czuć Peeta. Wiem jak się czuje. Odniosłam takie same rany kiedy rzucił się na mnie osaczony jadem os gończych. Odwrócił on głowę i spojrzał w moją stronę. 
Podeszłam szybko do mojego ukochanego i usiadłam obok niego. Peeta objął mnie czule, a ja położyłam głowę na jego ramieniu.
- Wstała nasza śpiąca królewna - skwitował Haymitch i uśmiechnął się kąśliwe.
- Widzę, że alkohol naprawdę źle na pana działa - odpowiedziałam - Radzę panu iść do swojego pokoju i położyć się spać.
- Dobry pomysł skarbie - bąknął Haymitch i chwiejnym krokiem udał się do swojej sypialni. 
Zostaliśmy z Peetą sami. Oderwałam się więc od niego i delikatnie przesunęłam opuszkami, po jego zranionej szyi. Obserwowałam ją uważnie i ze skupieniem badałam każdy milimetr posiniaczonej skóry.
Podniosłam wzrok i spojrzałam w oczy Peety.
- Przepraszam - tylko tyle udało mi się wydusić. 
Peeta spojrzał na mnie czule i wyszeptał:
- To nie twoja wina - jego głos był inny. Jakby okaleczony. Chrypiał niemiłosiernie i z trudem nabierał powietrza.
Popatrzyłam na niego z przerażeniem. Co William mu zrobił ? Czy Peeta odniósł również rany wewnętrzne?
- Spokojnie Katniss - kontynuował - nic mi nie... - przerwałam mu kładąc palec na jego ustach.
- Nic nie mów - rozkazałam - Nie możesz.
Peeta skinął lekko głową i wskazał palcem na notes i długopis leżący na stole. 
- Chcesz pisać ? - spytałam
Ponownie pokiwał głową i sięgnął po przybory. Zauważyłam, że część kartek jest już zapisana kaligraficznym pismem Peety. Widocznie komunikował się w ten sposób z Haymitchem.
Wziął do ręki długopis, a notes położył na kolanie. Napisał kilka zdań i podał mi je do przeczytania:

Kiedy spałaś, udałem się na dach, do oranżerii i zabrałem ze sobą płótno i farby, które przyniosła mi awoksa. Namalowałem obraz, który chciałbym Ci pokazać. Czy chciałabyś go zobaczyć ?

- Oczywiście, że chce go zobaczyć - zapewniłam Peete. Uśmiechnął się i dopisał jeszcze kilka zdań:

Zostawiłem go na dachu, aby przy pomocy wiatru szybciej wysechł. Na dworze jest zimno, więc weź ze sobą coś ciepłego, abyś nie zmarzła.

 Kiwnęłam głową i energicznie podniosłam się z kanapy. W jednej chwili znalazłam się w naszym pokoju i wyciągałam z szafy jasny, wełniany sweter. Narzuciłam go na siebie i szybko ruszyłam w stronę drzwi. Stał już w nich Peeta i wyciągał do mnie rękę. Splotłam jego palce z moimi i skierowałam swoje kroki w stronę schodów prowadzących na dach.
Na zewnątrz faktycznie było zimno, a włosy rozwiewał mi silny wiatr. Peeta pociągnął mnie delikatnie w stronę oranżerii i jak gentelman otworzył mi drzwi i puścił przodem.
- Tam jest - wychrypiał Peeta i wskazał palcem na prostokątny kształt, stojący w cieniu małego drzewka.
- Cii Peeta, miałeś nic nie mówić! - skarciłam go - Po pierwsze i najważniejsze sprawia ci to ból, a po drugie musisz szybko wyzdrowieć, a rozmową na pewno sobie w tym nie pomożesz!
Peeta uśmiechnął się lekko, jakby moje słowa go rozbawiły, ale skinął po tym posłusznie głową i wskazał na obraz.
- Mogę go zobaczyć, tak ? - spytałam, a Peeta złapał mnie za rękę i zatrzymał - Coś nie tak ? - Pokręcił przecząco głową i podał mi notes. Na papierze widniało jedno zdanie:

Namalowałem go dla Ciebie, mam nadzieję, że Ci się spodoba...

Uśmiechnęłam się i podeszłam do obrazu. Wzięłam go w ręce i cofnęłam się o kilka kroków, aby światło zachodzącego słońca oświetliło płótno. Spojrzałam na Peete. Stał oparty o framugę drzwi i uśmiechał się łobuzersko. Nie powiem, ten uśmiech oczarowywał mnie jak żaden inny.
Nabrałam powietrza i z napięciem zerknęłam na obraz...
Och... Zabrakło mi słów. Nieświadomie otworzyłam usta i wydałam z siebie jęk zachwytu.
Moim oczom ukazała się scena, którą wiele razy wyobrażałam sobie w snach. Piękna kobieta, o błyszczących, ciemnych włosach obejmowała przystojnego, błękitnookiego blondyna, który patrzył na nią jakby była jedyną osobą na świecie.
- To my - wyszeptałam i spojrzałam na Peete, który uśmiechając się pokiwał głową.
Staliśmy na znajomej mi łące... Śniła mi się ona, spotkałam na niej Prim i Rue... To niemożliwe. 
Przyjrzałam się uważniej obrazowi : Peeta trzymał na ręce dziecko...  Małego, jasnowłosego chłopczyka o szarych oczach. 
- Peeta...- szepnęłam. 
Podszedł do mnie i  powiedział cicho nadal chrypiąc:
- Tak wyobrażałem sobie naszą przyszłość. Chciałem Cię poślubić, mieć z tobą dzieci i żyć w szczęściu.
Zrobiło mi się słabo, ugięły się pode mną kolana i usiadłam szybko na podłodze, aby nie stracić równowagi i nie upaść. Nadal trzymałam w rękach obraz. Peeta natychmiast usiadł koło mnie i objął mnie silnymi rękami.
- Przepraszam, myślałem, że ci się spodoba - szepnął ze smutkiem w głosie - Nie chciałem sprawić ci bólu.
- Podoba mi się - zaprotestowałam cicho - Jest piękny.
Spojrzałam na Peete. Oczy przysłoniła mi lekka mgła łez. Były to jednak łzy szczęścia. Ujęłam jego twarz w dłonie i pocałowałam go w usta. Peeta przyciągnął mnie do siebie i zatopił dłonie w moich włosach. Czułam się wspaniale. Nie myślałam o niczym innym, tylko o moim ukochanym. Pocałunek był długi, czuły i z małą nutą namiętności. Kiedy wreszcie oderwałam się od Peety moje serce łomotało w mojej piersi, jakby zaraz miałoby się z niej wyrwać.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie powiedzieć mu o moim dzisiejszym śnie, ale odsunęłam tę myśl, gdyż Peeta ponownie mnie pocałował.
Siedzieliśmy w oranżerii i delektowaliśmy się swoją bliskością przez ponad pół godziny. Chociaż nasze ciała były gorące to jednak strasznie zmarzłam i zaczęłam się trząść z zimna. 
- Chodźmy do środka - szepnął Peeta przerywając pocałunek.
Pokiwałam głową i wstałam z zimnej podłogi. Zesztywniały mi trochę nogi, więc straciłam równowagę i gdyby nie szybka reakcja Peety wylądowałabym na podłodze. Uśmiechnął się szeroko jakby moja niezgrabność go rozbawiła. Spojrzałam na niego z irytacją, a on cmoknął mnie w usta i złapał mnie za rękę. Skierowaliśmy się w stronę naszego pokoju. Staraliśmy się zachowywać cicho, gdyż był już późny wieczór, a Haymitch spał. Nie chcieliśmy go budzić, gdyż żadne z nas nie miało ochoty użerać się z niewyspanym i do tego pijanym mentorem. Kiedy dotarliśmy do naszego pokoju, zrzuciłam z siebie gruby sweter, gdyż w naszej sypialni było już wystarczająco ciepło. Rzuciłam się na łóżko. Zdziwił mnie fakt, że przespałam prawie cały dzień, a już byłam zmęczona. 
Peeta usiadł obok mnie i zaczął głaskać mnie po głowie. 
- Miałem inne plany - powiedział z udawanym rozczarowaniem w głosie - Ale jeśli chcesz to śpij.
Parsknęłam śmiechem. Naprawdę mnie rozbawił.
- Przepraszam - bruknęłam ze śmiechem - Podobają mi się twoje plany, ale jestem zmęczona.
Peeta uśmiechnął się szeroko i zgasił lampkę nocną. Położył się obok mnie, a ja położyłam głowę na jego ramieniu i zaczęłam wodzić opuszkami palców po jego torsie.
- Musimy porozmawiać Katniss, a teraz jest do tego idealny moment - powiedział Peeta, tym razem z powagą w głosie, który nie był już tak mocno jak wcześniej ochrypnięty.
- O czym ? -spytałam, chociaż byłam pewna, że temat będzie tyczył się Igrzysk Głodowych.
- O nas i o naszej przeszłości.
Nic nie odpowiedziałam. Czekałam, aż on pierwszy zacznie rozmowę. I doczekałam się. Peeta nabrał głośno powietrza w płuca i powiedział:
- Musimy ustalić plan działania podczas Igrzysk. Moim zdaniem, nie powinniśmy popełniać błędu z Ćwierćwiecza Poskromienia. Nie możemy się rozdzielać, choćby nie wiem co się działo. 
- To jest akurat oczywiste. Nie zostawię cię. Nigdy.
- A gdyby coś mi się stało...
- Peeta... - przerwałam mu.
- Nie, Katniss, proszę posłuchaj - zaoponował - Musimy to omówić. Posłuchaj mnie uważnie - mówiąc to oparł się na łokciach i spojrzał w moje oczy. Nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry - Jeśli coś by mi się stało, jeśli usłyszysz wystrzał oznaczającą moją śmierć... Zostaw mnie i ratuj siebie.
- Nie! Powiedziałam przecież, że nigdy cię nie zostawię, rozumiesz ? Nigdy!
- Katniss - szepnął Peeta spokojnym głosem - Pamiętaj, że nadal masz do kogo wrócić. Twoja mama na ciebie czeka, Gale na ciebie czeka. Oni wierzą, że jeszcze kiedyś cię zobaczą. Całą i zdrową.
Z oczu zaczęły płynąć mi łzy, których smaku było mi pisane już nigdy nie zapomnieć. Nie wyobrażałam sobie, że Peecie mogłoby się coś stać...Nie wyobrażałam sobie jego śmierci.
- Twoja śmierć będzie równa mojej śmierci - skwitowałam - Jeśli ty umrzesz, ja umrę z tobą.
Spojrzałam mu głęboko w oczy. Tak łatwo było mi odgadnąć co on teraz czuje. Był smutny. Oczy miał załzawione, a jego serce biło szybciej niż zwykle. Już chciałam go pocałować, ale uprzedziło mnie uczucie kwaskowatego smaku w ustach. Zerwałam się z łóżka i potykając się o własne nogi, pobiegłam do łazienki. Dostałam silnych torsji, a że prawie nic dzisiaj nie jadłam wymiotowałam żółcią. Ostry zapach rozszedł się po łazience, przez co zakręciło mi się w głowie, a torsje przybrały na sile.
- Katniss?! Co się stało - usłyszałam przerażony krzyk Peety.
- Nie wchodź tu! - krzyknęłam dławiąc się.
On jednak mnie nie posłuchał. Nie zwracając uwagi na nieprzyjemny zapach wszedł szybko do łazienki i chwycił moje włosy, które kleiły mi się do twarzy, podtrzymując je. Torsje chwilowo ustały, ale po minucie wróciły z podwojoną siłą. 
W drzwiach stanęła awoksa, która usłyszała widocznie krzyk Peety. 
Powiedział on jej, aby przyniosła ziołową herbatę i jakieś lekarstwa, których nazwa wypadła mi po chwili z głowy. Nie umiałam się na niczym skupić. Obraz był rozmazany, a głos Peety zagłuszały nieprzyjemnie piski w moich uszach. Nie miałam pojęcia skąd wzięły się nagłe wymioty.
Spędziłam w łazience prawie godzinę. Kiedy torsje ustały, Peeta obmył moją twarz mokrym ręcznikiem i wziął mnie delikatnie na ręce. Zaniósł mnie do łóżka i podał mi do wypicia parującą herbatę.
- To zioła - powiedział cicho - Pomogą ci.
Było mi przeraźliwie niedobrze, ale zmusiłam się do wypicia naparu. Nie smakował tak źle, jak to sobie wyobrażałam.
Peeta usiadł koło mnie na łóżku i objął silnym ramieniem. Powiedział, że najlepiej by było, gdybym zasnęła, ale dawne zmęczenie minęło. 
Chociaż byłam osłabiona, zdecydowałam się, że opowiem Peecie o moim śnie. Słuchał mnie uważnie, a gdy skończyłam wyraził opinie na jego temat. Chciałam coś powiedzieć, ale przerwał mi głośny hałas, dochodzący z korytarza. Peeta zerwał się z łóżka i w mgnieniu oka znalazł się przy drzwiach. Byłam słaba więc dokuśtykanie do drzwi zajęło mi więcej czasu. 
- Katniss zostań tu - powiedział.
- Nie ma mowy - stwierdziłam uparcie i wyszłam na korytarz. 
Panował tam spokój, ale z jadalni dochodziła głośna rozmowa. Skierowaliśmy się, więc w tamtą stronę.
- Nie ma mowy! - krzyczał Haymitch - Co wy sobie do cholery wyobrażacie! Trybuci i tak mają już mało czasu na przygotowania! A teraz? Chcecie zabrać im ostatni dzień?!
Trzymając Peete za rękę weszłam do pokoju. Haymitch poczerwieniały ze złości bruknął coś tylko pod nosem gdy nas zobaczył. Obok niego stali dwaj żołnierze z bronią palną w rękach. 
- Nastąpiła zmiana planów - wysyczał wyższy żołnierz - Igrzyska zaczynają się jutro w południe.
Kolana się pode mną ugięły i poczułam się jeszcze bardziej słabsza niż byłam kilka minut temu. Na szczęście Peeta mnie podtrzymał i nie pozwolił mi upaść. 
- Jak to jutro ? - zdziwił się Peeta - A co z treningiem ? Co z wywiadami ? 
- Odwołane. Bezdyskusyjnie udasz się z nami do twojej kwatery - odpowiedział niższy żołnierz.
- Mojej ? - zdziwienie Peety sięgnęło zenitu - O co chodzi ? 
- A o to, że łaskawi Panowie zostali wysłani, aby rozdzielić wszystkich trybutów - syknął ze złością w głosie Haymitch - Trybutki zostają, a trybuci zostają przydzieleni do innych kwater.
Jęknęłam głośno. Chcieli mi odebrać Peete! Nie wytrzymam choćby jednej nocy bez niego!
- Nie - zaprotestowałam - Nie zgadzam się!
- Twój głos już dawno stracił ważność żałosny Kosogłosie - warknął jeden z żołnierzy - Ale nie załamuj się. Zobaczysz go jutro na arenie.
Peeta zdążył tylko musnąć moje usta i szepnąć "do zobaczenia w południe", gdyż żołnierze siłą oderwali go ode mnie. Zabierali mi największy skarb jaki mam. Byłam zbyt słaba by krzyczeć, czy płakać. Patrzyłam tylko jak wsiadają oni z Peetą do windy. Spojrzałam w jego oczy i zdążyłam tylko wyłapać z ruchu jego ust jedno zdanie, gdyż winda zatrzasnęła się z hukiem.
Powiedział "Kocham Cię"...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz