sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 1

Na początku dodam wszystkie poprzednie części, aby trybuci, którzy jeszcze ich nie przeczytali mieli je wszystkie na wyciągnięcie ręki i nie musieli szukać ich na moim asku ;) Są one krótkie, ale nie będę już przy nich majstrować. Obiecuje, że kolejne części będą już dłuższe :) 


Strach, lęk, niepokój. Moi bracia, sojusznicy, uzależnienia. Są częścią mojego życia, nie mogę się ich pozbyć. Przywykłam do nich, traktuje je jak część mnie. Dopełniają mnie na każdym kroku, w każdym moim ruchu, spojrzeniu, słowie, które wypowiadam znajdują miejsce i jak drapieżnik czają się, aby zaatakować moje serce i myśli, przywołując straszliwe wspomnienia. Co noc zrywają mnie z mojego snu.. koszmaru. Rozdzierają moje serce, a ja próbuje się z nich oswobodzić krzycząc i zasłaniając oczy.To nic nie daje. Nadal obok mnie są. W tym realnym koszmarze udaje mi się jednak choć na chwilkę je zagłuszyć. Ratują mnie ciepłe, mocne ramiona tulące mnie do siebie. Ich właściciel powtarza kojące słowa, a ja uciszam się słuchając jego bicia serca. Mój wybawca jest dla mnie tlenem,niezbędną częścią mnie, bez której moje życie straciłoby sens. Peeta... Mój kochany Peeta. Patrzę w jego piękne oczy, a reszta nie ma znaczenia. Skupiam się tylko na nim, na tej chwili i pragnę, aby była ona wieczna.
-Spokojnie Katniss, jestem tu. - szepcze mój ukochany – Nic ci nie grozi...
Ten głos mnie uspokaja. Już się nie boje, już się nie gubię. Wiem gdzie jestem, wiem w jakiej jestem sytuacji, wszystko sobie przypominam. Jestem Katniss Everdeen. Mieszkam w moim domu, w wiosce zwycięzców w 12 dystrykcie. Dwa razy brałam udział w tyrańskich Głodowych Igrzyskach. Byłam Kosogłosem – symbolem rebelii. Straciłam w walce moich przyjaciół i moją siostrę Prim. Moja mama została w 13 dystrykcie, gdyż ciężko jej wrócić do domu po tym wszystkim, co przeszłyśmy... Co ona przeszła.
Ta bolesna retrospekcja zajmuje mi zazwyczaj kilka sekund. Choć przywołuje wspomnienia, to pomaga mi się odnaleźć.
-Przepraszam Peeta, obudziłam cię. Z resztą budzę cię co noc, To przez te koszmary, ja..
-Nie przepraszaj Katniss – wyszeptał przerywając mi – Za nic nie musisz mnie przepraszać. Rozumiem cię, wiem co przeszłaś, ciągle przy tobie byłem, jestem i będę. Jesteś ostatnią osobą, od której oczekiwałbym przeprosin.
No tak, Peeta był przy mnie od samego początku tej okropnej historii. Był od dożynek przed 74 igrzyskami, był pod czas tournee, był podczas ćwierćwiecza poskromienia, był podczas rebelii i jest. Jest teraz, przy mnie i nie mam ku niemu żądnych wątpliwości, że będzie już na zawsze.
Czuje, że Peeta mrucząc jakąś starą kołysankę, próbuje mnie uśpić, ale to nic nie da.
Już nie zasnę – mówię do niego – ale ty śpij, już ci nie przeszkadzam. Już chciałam wstać z łóżka, planując zejść do kuchni zrobić kawę, która z pewnością dałaby mi energii, ale Peeta wzmocnił uścisk, który uniemożliwił mi ruszenie się.
-Och Katniss ja też nie zasnę – szepnął – ale nie idź, zostań ze mną. Jak myślisz dlaczego spędzam noce obok ciebie ? Oczywiście chcę tulić cię i uspokajać kiedy męczą cię koszmary, ale uwierz, że robię to także z powodu mojej samolubności. Chce cie mieć cały czas obok siebie, czuć twoją obecność.
-Peeta samolubność to ostatnia cecha jaką miałabym ci przypisać.
-A jednak. Więc zostań proszę.
 Mówiąc obrócił się w moją stronę, zmniejszając uścisk, choć nadal obejmując mnie swoją lewą ręką. Prawą dłoń przyłożył mi do policzka, badając opuszkami palców moją twarz. Poczułam jego ciepło, przeszły mnie przyjemne dreszcze, których doświadczałam tylko w jego obecności. Przysunął swoją twarz do mojej, tak że dzielił nas centymetr może dwa.
Kocham cię Katniss – szepnął.
Och. Uwielbiałam te słowa, zwłaszcza w jego ustach, wymawiane jego głosem do mnie. Tylko do mnie. Teraz te chwile były tylko nasze. Bez otaczającego nas tłumu kapitolończyków, bez kamer. To już nie było przedstawienie. To była nasza miłość. Prawdziwa, miłość.
Kocham cię Peeta – odpowiedziałam zanurzając się w błękicie jego oczu.
Uśmiechnął się. Kochałam ten uśmiech. I wtedy nasze wargi się spotkały. Jego mocne i ciepłe usta otaczały moje nie dając sie wyrwać z tej rozkoszy. To były inne pocałunki. Nie takie jak na arenie, który byłe owszem namiętne lecz bez wyrazu. Nie były w żądnym stopniu równe teraźniejszym. Peeta całował mnie z namiętnością, miłością i czułością. Zatopiłam ręce w jego gęstych, blond włosach upajając się tą chwilą. On był mój, ja byłam jego byliśmy swoją własnością.Peeta przerwał pieszczoty na chwilę, aby spojrzeć w moje oczy. Znów się uśmiechnął. Potem znów mnie pocałował.


4 komentarze:

  1. W końcu zmobilizowałam się żeby komentować. No więc zacznę od początku.
    To niesamowite w twoim sposobie pisania że tak realistycznie zlewa się z książką jej ogólnym wyrazem i treścią. Można odczuć że bohaterowie są realni a nie tak jak to często bywa - przerysowani. Uwielbiam cię za to

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyłapałam trochę błędów, które momentami przeszkadzają w odbiorze tekstu, ale poza tym podoba mi się :) Piszesz naprawdę fajnie i przyjemnie się czyta ;3

    OdpowiedzUsuń